(Piosenka do notki: Ed Sheeran - I See Fire)
Pewnego słonecznego ranka, Michael razem ze swoim przyjacielem Ryanem White'em, który za życia był chłopcem cierpiącym na AIDS, siedzieli będąc niewidocznymi na jednym z wysokich budynków i obserwowali całe ziemskie otoczenie.
- Wiesz Mike, zawsze zastanawiałem się, jak żyją Anioły. A to w sumie bardzo podobne do życia ziemskiego, co nie? - zapytał go chłopak, poprawiając swoje szaty.
- Tak, ale nie ma w Niebie tego zła. Już nie musimy tak cierpieć. Najważniejsze jest to, abyśmy pomagali ludziom i nie wątpili w swoje siły. - odparł Anioł, spoglądając w górę.
Tego dnia na niebie nie było ani jednej chmury, która zasłaniała by słońce, nie pozwalając mu świecić. Wiele rzeczy z pamięci Michaela zostało wymazane i nie potrafił przypomnieć sobie, co by mógł robić w takiej chwili gdyby żył.
On, jak i Ryan mieli za zadanie opiekować się dziećmi, lecz Ryan miał opiekować się również osobami, które cierpią na to samo, co on kiedyś.
Wspierał ich jak tylko mógł, starając się aby ich ostatnie chwile były najlepsze.
Za życia bardzo cierpiał, ale nie poddawał się. Teraz wie, że to była też zasługa swojego Anioła Stróża, który co jakiś czas objawiał się mu we śnie. Teraz on robi to samo. Obejmuje małe dzieci swoimi ramionami, sprawiając aby te małe istoty poczuły się nieco bardziej bezpiecznie i pełne siły. Wpajał w ich energię do przezwyciężenia choroby. Dziękował Bogu za to, że pozwolił mu żyć kilkanaście lat dłużej, niż było mu to pisane. Oboje rozmawiali ze sobą jak przyjaciele, opowiadali o swoich podopiecznych, czy o nowo poznanych Aniołach, którzy dołączyli do ich grona niedawno.
W pewnym momencie Michael poczuł dziwne ukłucie, dziwny sygnał, że coś się w pobliżu złego dzieje. Taki sygnał oznaczał, że gdzieś w pobliżu jego podopieczni, czy jakieś dziecko jest zagrożone. Wstał i rozejrzał się.
- Coś nie tak? Ktoś cię wzywa? - zapytał go chłopak niezdziwiony reakcją przyjaciela.
Wtem mężczyzna zauważył płonący budynek, skąd słyszał krzyczące dziecko. Anioły mogą słyszeć z daleka osoby, które potrzebują ich pomocy.
- Ktoś mnie potrzebuje.
Za pomocą swoich zdolności znikł, by po krótkiej chwili być w budynku.
W jednym z małych pokoi zauważył dziewczynę, która trzymając dziecko na rękach próbowała omijać płomienie, które z każdą chwilą rozprzestrzeniały się coraz bardziej.
Tą dziewczyną była Amanda, która modląc się cicho, pragnęła aby ktoś ich uratował.
- Michael... Proszę... Pomóż nam, błagam... - mówiła w myślach, czując jak cała siła ją opuszcza.
Anioł za pomocą swoich skrzydeł, objął ją oraz dziecko nie pozwalając, aby płomienie ich spaliły.
Kilka minut później, na miejsce pojawił się strażak, który zabrał dziecko i podał je swojemu przyjacielowi, a potem wziął na ręce dziewczynę, która zemdlała.
Po wyjściu na zewnątrz, każdy kto tam był dziwił się, że dziewczyna oraz dziecko nie zostali poparzeni. Ich ciała nie miały żadnych śladów, ani żadnych ran.
Chwilę potem budynek ugaszono, a ofiary poszkodowane zostały zawiezione do szpitali.
Michael również pojawił się w szpitalu, będąc przy swojej podopiecznej oraz dziecku, aby ich wesprzeć.
Mały chłopiec, który leżał w ogromnym szpitalnym łóżku, miał trudności z oddychaniem.
Michael stanął przy nim i wymawiając ciche słowa, które go Bóg nauczył, chciał sprawić aby maluch wyzdrowiał.
Dotknął chłopca i delikatnie pocałował jego czoło, sprawiając, że dziecko poczuło dziwny chłód na całym ciele.
- Pan Bóg ma cię w swojej opiece. Zaufaj mu, a wtedy nic ci nie będzie groziło. - szepnął Anioł, kiedy maluch zasypiał.
Widząc zbliżających się lekarzy oraz rodziców chłopca nie mógł zrozumieć, dlaczego jego rodzice zostawili go samego w domu. Przecież nad maluchami trzeba sprawować opiekę, bo nikt nie wie, co się może wydarzyć.
- Stan państwa syna jest stabilny. To niemożliwe jakim cudem przeżył. Był w centrum wybuchu pożaru, a jednak nic mu się nie stało. - rzekł lekarz, sprawdzając karty chłopca.
Michael zmrużył oczy, widząc jak matka dziecka nie uroniła nawet jednej łzy.
Każda matka przejęła by się zdrowiem swojego dziecka, a w szczególności jeśli było zagrożenie życia!
Widział, że serce tej kobiety jest przepełnione nienawiścią. Coś lub ktoś musiał sprawić, że kobieta ta nienawidziła... dzieci. Tak, dzieci. Być może ona jak i jej mąż specjalnie to zrobili, aby ich syn nie przeżył.
Amanda natomiast leżała piętro wyżej.
Lekarze podali jej środki przeciwbólowe, gdy w pewnym momencie zauważyli, że z każdą minutą jej fragmenty ciał, które były narażone na poparzenia, stawały się czerwone, a przy każdym małym dotknięciu sprawiały jej ból.
Leżała na łóżku podłączona do respiratora.
Anioł podszedł do niej i dotknął jej brązowych włosów.
- Nie pozwolę, aby coś ci się stało. Byłaś bardzo dzielna ratując tego chłopaczka. - szepnął jej do ucha, wiedząc, że ona go usłyszy. Jej serce nieco szybciej zaczęło bić, a Michael uśmiechnął się.
- Właśnie tak, nie poddawaj się. Masz dla kogo żyć, już wkrótce go poznasz...
Mówiąc to, Anioł ucałował jej czoło i słysząc głosy lekarzy, znikł, bo wiedział, że jego podopieczna jest już bezpieczna...
On musiał załatwić drobną, lecz ważną dla niego i dla niej rzecz.
Nie sądził, że w którymś momencie poczuje to, co każdy człowiek czuje na ziemi...
***
Mijały tygodnie. Amanda nie mogła uwierzyć w to co się wydarzyło. Żyła, żyła dzięki swojemu Aniołowi.
Wiedziała, że ją uchronił, ale martwiła ją jedna rzecz.
Każdego dnia, kiedy wzywała go, aby przyszedł, nie robił tego.
Nie pojawiał się, nie czuła jego obecności.
- Być może już nie jest moim Aniołem. Być może Bóg dał mu inne zadanie. - szepnęła w którymś momencie pozwalając, aby wspomnienia do niej wróciły .
Widziała oczami pamięci swoją małą siostrzyczkę, jego... W jej uszach rozbrzmiewał radosny śmiech dziewczynki oraz Anioła.
W dniu, w którym doznała wypadek, miała odwiedzić swoją przyjaciółkę Jasmine.
Idąc drogą zauważyła dym dobiegający z budynku oraz krzyk chłopca. Małego chłopca.
Bez chwili stracenia pobiegła w tamtą stronę, widząc jak w innych pokojach budynku są płomienie ognia.
Wbiegła do niego mimo sprzeciwień innych ludzi, którzy również próbowali uratować malca. Ona się jednak nie poddała. Nie mogła dopuścić, aby mała istota odeszła z tego świata.
W tym momencie pustka. Jej wspomnienia się zakończyły. Nic więcej nie pamiętała. Nawet tego, kogo uratowała.
Lekarze robiąc pochód patrzyli na nią i cicho szeptali, dziwiąc się, że jej ciało nie zostało uszkodzone. Pielęgniarki już nawet nie dawały jej żadnych leków.
Któregoś popołudnia Amanda dostała wspaniałą wiadomość. Została wypisana.
Dziewczyna czuła radość, która zaraz potem miała zniknąć. Dlaczego?
Była sama. Jej przyjaciółka wyjechała z chłopakiem do innego miasta. Nie miała nikogo, z kim mogła by porozmawiać. Nawet Michael nie raczył ją odwiedzić.
Będąc już w domu, spojrzała na zdjęcie swojej siostrzyczki oraz tajemniczego mężczyzny.
- Sądziłam, że słowa dotrzymasz. Jednak się myliłam. - rzekła, czując napływające łzy.
Wpatrując się w małą ramkę, usłyszała po jakimś czasie pukanie w drzwi.
Otrząsnęła się z myśli i przecierając oczy, poszła otworzyć.
Uchylając brązowe drzwi, ujrzała tego, kogo tak długo wyczekiwała.
Michael uśmiechnął się do niej, poprawiając swoje ubranie, które wyglądało inaczej niż pamiętała.
- Witaj. Tęskniłaś? - zapytał śmiejąc się głośno, kiedy dziewczyna mocno go przytuliła.
- Myślałam już, że zapomniałeś o mnie. - odpowiedziała cicho, płacząc w jego pierś.
- Nigdy bym o tobie nie zapomniał. Jesteś w moim sercu cały czas.
Po chwili oboje weszli w głąb domu, a dziewczyna spuściła nieco głowę.
Mężczyzna podniósł jej podbródek i spojrzał jej w oczy. Jej spojrzenie wyrażało wiele emocji, wiele iskier zaczęło błyszczeć.
- Wiesz, ja... ja muszę ci coś powiedzieć. - zaczął niepewnie. - Nie mogę już być twoim Aniołem Stróżem.
Dziewczyna czuła jak jej serce pęka. Ten mężczyzna... już nieważne, że był aniołem. Pokochała go! Tak, pokochała.
- Ale... jak to? - szepnęła, czując łzy na policzkach.
Widziała, jak Anioł przyśpieszył swój oddech. Usiadł na fotelu i zdjął ze swojej szyi drobny łańcuszek.
- Cóż... Moim przeznaczeniem jako Anioł jest opieka nad dziećmi. Ty jesteś już dorosła i...
- I co z tego?! A to, że dałeś mi wiarę i nadzieję, że w końcu nadejdzie lepszy czas to się nie liczy? To, że dzięki tobie żyje, to też się nie liczy?! - krzyknęła nie pozwalając dojść mu do głosu.
Anioł widząc jej reakcję, wstał i objął ją. Wiedział, że ona kocha go. Gdyby był tylko człowiekiem zapewne odwzajemniłby jej uczucie. Niestety, był tylko duchem. Sądził, że odejście byłoby najlepszym rozwiązaniem. Nie chciał jej ranić.
- Po prostu... Wiem, że to trudne. Dlatego też chcę abyś pamiętała o Aniołach i o Bogu. Twoja siła jest w sercu. Musisz w nią tylko uwierzyć. - powiedział.
Dziewczyna spojrzała na niego i uroniła jedną, a potem drugą łzę.
- Ja... ja tak nie chcę. Mike... Proszę, nie odchodź.
Michael bez odpowiedzi odpiął swój drobny naszyjnik i założył dziewczynie na szyi. Wisiorek naszyjnika miał kształt drobnego serca. Na koniec ich spotkania delikatnie nachylił się i złożył pocałunek na jej czole.
- Będę zawsze o tobie pamiętał, obiecuję.
Mówiąc to, rozluźnił uścisk i zniknął, zostawiając Amandę samą.
Dziewczyna spojrzała na naszyjnik i mocno ścisnęła go w dłoni.
Odtąd miłość zwykłej dziewczyny do Anioła rozpłynęła się, a on, wiedząc jaki ból czuje jego podopieczna postanowił, że sprowadzi kogoś, kto już na zawsze zostanie w jej sercu...
***
No i jak widzicie, Amanda i Michael wrócili z wakacji xD. Ale tylko oni :c
Dziękuję Małej Mi, że pomogła mi ich ściągnąć, no i za zdjęcie Michaela. :)
To nie koniec opowiadania. Obiecuję.
Jak widzicie, zmieniłam wygląd bloga. Podoba Wam się? Nie jest za ciemny? Bo jak tak, to napiszcie mi o tym i postaram się go zmienić. :)
Miłego dnia!
Pozdrawiam,
Pozdrawiam,
Susie.