Translate/Tłumacz

sobota, 30 maja 2015

"...When I say I LOVE YOU, baby you gotta know THAT'S FOR ALL TIME..." Part IV

      Następnego ranka, szykując się do podróży zastanawiałem się cały czas, czy wszystko jest dobrze, czy czegoś nie zapomniałem.
Czy wspominałem już, że jestem perfekcjonistą? Każda, nawet najdrobniejsza rzecz musi być "zapięta na ostatni guzik". Wśród swoich tancerzy, którzy i tak byli doskonali, byłem nieco bardziej dla nich wymagający niż dotychczas. Nie chciałem, aby coś uległo zmianie bez mojej wiedzy.

      Stojąc przy lustrze i poprawiając swoje włosy, usłyszałem ciche pukanie, a zaraz potem otwieranie się drzwi. Widziałem odbijającą  się w lustrze Karen, która uśmiechając się promiennie zajrzała do mojego pokoju.

     - Idziesz już? Na lotnisku podobno ma czekać ta cała Jessica i raczej wypadałoby być na czasie. - odparła, stając na środku pokoju.

Z cichym westchnieniem odwróciłem się i wziąłem w ręce swoją kurtkę.

    - Tak, masz rację. Mam nadzieję, że Oscar wziął już moje walizki...

    - Tak, wziął. Widziałam, jak je nosił. Był zdziwiony, bo sądził, że weźmiesz  z sześć walizek, a wziąłeś tylko dwie.

    - W czasie podróży pewnie będę dużo kupował, więc wiesz. Dobrze, idźmy już, bo chłopacy będą się niepokoić.

    Wychodząc z domu nie mogłem zapomnieć o moim małym, ukochanym towarzyszu, Bubbelsie. Szympans już czekając na mnie na holu, chwycił mnie za dłoń i szybkim kroczkiem nadążał za mną.
Wsiadając do auta, odwróciłem się by, po raz ostatni móc zobaczyć swój dom, swoje miejsce...

    Kilka godzin później, zbliżając się do lotniska gdzie czekał już mój prywatny odrzutowiec, widziałem tłum fanów, którzy również chcieli się ze mną pożegnać.
I tak nie mieli powodów do smutku, gdyż za kilka miesięcy i tak miałbym dla nich tutaj wystąpić.
Trudności z dojazdem nasilały się, ponieważ z każdą chwilą obecność moich wielbicieli powiększała się.


   Kiedy wreszcie się udało , wysiadłem z pojazdu i pomachałem swoim fanom,
zauważając po jakimś czasie Jessicę, która stanęła już w bezpiecznej "strefie".
Sądząc po jej minie, była nieco radosna, niż dzień wcześniej, a kiedy mnie również zauważyła, uśmiechnęła się szeroko.
Po krótkiej chwili zjawiłem się przy niej i zerkając na nią, również się uśmiechnąłem.


    - Witaj Jessi, mam nadzieję, że wszystko u ciebie dobrze. - odparłem, nie zwracając uwagi  na podbiegającego do nas jej menedżera.

    - Tak, ja... - przerwała, widząc jak Lucas staje obok nas i uśmiecha się sztucznie.

    - Witam panie Jackson. Wspaniały dzień na lot, prawda? - odrzekł, zerkając w niebo.

    - Tak, jest świetny. A pan... że się tak wyrażę, leci z Jessicą?

Lucas zerknął na dziewczynę i chcąc chyba być niezauważalny, co mu się kompletnie nie udało, przysunął się bliżej do niej i objął delikatnie w talii .

    - Niestety nie. Ale proszę się nie martwić. Co jakiś czas będzie przyjeżdżał do Jessici pewien mężczyzna, który zadba o jej wszelkie prośby. To taka moja 'prawa ręka'.

Pokiwałem głową i udając, że to co przed chwilą zrobił, nie zdziwiło mnie ani trochę, zerknąłem na Jessicę, która znów posmutniała.
Słysząc nawoływania Franka DiLeo wszedłem na pokład samolotu, zerkając po czasie na swoją tłumaczkę.

Wtem zauważyłem jak Lucas nachyla się i całuje Jessicę w policzek, gdyż dziewczyna nie dała mu się pocałować w usta. Po chwili puścił ją, a ta szybkim krokiem weszła na pokład, by po chwili móc usiąść w wolnym miejscu.

Usiadła w rzędzie, który był naprzeciw mnie, lecz po jakimś czasie sam ujrzałem, jak kilka łez spływa jej po policzku.

Natychmiast chciałem ją jakoś pocieszyć i rozglądając się, czy nie ma gdzieś w pobliżu Bubbelsa, który później okazywał by mi lekkie sceny zazdrości (tak, on nie lubił, kiedy nie chciałem go przytulać), wstałem i udałem się w stronę, gdzie siedziała moja tłumaczka.

     - Mogę się dosiąść? - zapytałem niepewnie, widząc jak dziewczyna szybko ociera łzy.
 
     - Tak, jasne. Siadaj. Myślałam, że wolisz siedzieć gdzieś indziej. Z dala od ludzi. - powiedziała to z nutką żartu.

Zaśmiałem się cicho, lecz widząc jak próbuje powstrzymać się od płaczu, wyciągnąłem paczkę chusteczek i jej podałem.

     - Proszę, weź. Nie płacz, bo nie masz o co. - powiedziałem, poprawiając jej włosy.

Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechając się, wzięła jedną i przetarła ostrożnie oczy.

Usiadłem obok niej i wpatrując się w jej lekko bladą twarz, zapytałem.

     - Dlaczego jesteś taka smutna? Coś się stało?

     - Jest wszystko dobrze. Nie przejmuj się mną. - odparła po chwili.

     - Ale nie pokoi mnie to, że jesteś taka smutna. Wiesz, jak widzę kogoś smutnego, to mam ochotę zrobić jedną rzecz.

Brązowowłosa zamilczała. Spojrzała na mnie, chcąc chyba wyczytać z moich oczu jaki mam zamiar.

     - Co takiego? - zapytała, przez co mogłem wyczuć jej mały strach.

Bez słowa uśmiechnąłem się chyrze i zacząłem ją łaskotać, tak aby przestała się smucić.

     - Michael, nie... Proszę, przestań. Błagam! - krzyczała, starając się jakoś obronić.

Cóż, sama chciała. Na słowo "przestań" zawsze robię na odwrót. Zwiększam swój zamiar, tak aby moja ofiara (matko, jak to brzmi) krzyczała w wniebogłosy ratunku.

      - Nici z tego, moja panienko. Muszę zobaczyć na twojej twarzy uśmiech.

Dziewczyna śmiała się i widząc w oddali mojego menadżera, który w tej chwili pewnie myślał  "Co ten palant jej robi?!" krzyknęła : Panie Frank, niech pan go weźmie, bo mnie zabije.

     - I to z powodu łaskotek. Jestem łaskotkowym mordercą. - dodałem, przerywając swoje tortury.

Dziewczyna przysunęła się bliżej okna i położyła między nami swój mały plecak.

      - Czemu ja jestem tłumaczką? Czemu lecę z tym palantem? Boże, widzisz i nie grzmisz. - jęknęła rozpaczliwie, zerkając na mnie.

       - No, niech lepiej Pan Bóg nie grzmi. Ja mam dobre zamiary. Przynajmniej widzę na twojej twarzy śliczny uśmiech.

Kiedy chciałem poprawić jej kosmyk włosów, dziewczyna zasłoniła się plecakiem.

       - Nie łaskocz, błagam. Ja nie chcę umierać.

Zaśmiałem się, a kiedy odsłoniła swoją twarz, delikatnie pocałowałem ją w policzek i poprawiłem się, słysząc głos z głośników informujący nas, że już zaczynamy ruszać.

       - Wiesz, trochę się wczoraj zmartwiłem, widząc cię tak smutną. Co się stało? - zapytałem ją, odwracając się w jej stronę.

Jessica westchnęła cicho i złączyła swoje palce, przymknęła nieco oczy i powiedziała.

        - Mój tata jest winny kilka milionów dolarów swojemu kumplowi, który pomógł mu w rozkręceniu interesu w firmie. W ostatnich czasach dopadł go kryzys i nie wie, jak ma spłacić dług swojemu kumplowi, który nie jest byle kim. Jest nim Carol Clare, ojciec Lucasa.
Oboje ustalili, że Lucas będzie moim menedżerem, a wczoraj się dowiedziałam, że i mężem.
W ten sposób mój ojciec spłaci dług, a jego firma zyska klientów i nie upadnie.

Słuchając jej historii, nieco się zasmuciłem. Widziałem, że nie jest szczęśliwa, więc delikatnie położyłem swoją dłoń na jej i rzekłem.

      - Nie powinnaś się smucić. Może Lucas nie jest taki zły.

      - Ten facet większość czasu spędza w klubach nocnych. Jego faceci, którzy dla niego pracują i mają mnie niby odwiedzać też nie są lepsi! I ty jeszcze mówisz, że on nie jest taki zły?! - krzyknęła, wybuchając płaczem.

Ze smutkiem objąłem ją i zastanawiając się nad innym rozwiązaniem, widziałem jak Frank patrzy na nas.

     - Wiesz, pomogę twojemu ojcu. Spłaci cały swój dług, ale musisz mi coś obiecać. - rzekłem, podnosząc głowę i przecierając łzy swojej tłumaczce.

      - Co takiego?

      - Już nie będziesz się tym zamartwiać. Nie wyjdziesz za tego całego Lucasa. Masz moje słowo. - uśmiechnąłem się, widząc jak w jej oczach rodzą się iskierki nadziei.

      - Na prawdę? Ale Mike... Ja...

      - Nie ma odmawiania. Jedynie czego chcę, to tego, abyś się uśmiechała i... nauczyła mnie jakiś fajnych słówek w innych językach. O! Mogą być powitania.

Dziewczyna zaśmiała się i przytuliła mnie. Po chwili uspokoiła się i wyciągnęła drobny zeszyt oraz długopis.

     - Napiszę ci jak brzmią powitania w języku chińskim, włoskim, niemieckim, norweskim, polskim, rosyjskim oraz tureckim. Wypowiem je, a ty spróbujesz je powtórzyć.
Widziałem, jak kreśliła różne słowa ( w chińskim widziałem tylko jakieś znaczki), aż później je wypowiedziała.

    - Ní Hào <倪浩>, Buongiorno, Guten Morgen, God Morgen, Dzień Dobry, Dobroye Utro <доброе утро>, Günaydın. - wypowiedziała je powoli, chcąc abym zrozumiał je w miarę dobrze.

Po krótkiej chwili nie wiedziałem co mam powiedzieć, więc zamilkłem. Jessica zaczęła od początku.

Wiele słów wypowiedziałem dobrze, ale trudności miałem z polskim oraz tureckim.

   - Dzin Dobra. - rzekłem, robiąc przy tym chyba niezłe miny.

    - W miarę. Wypowiada się Dzień Dobry. - poprawiła mnie, tłumiąc w sobie śmiech.

     - To trudny język. A powiedz mi coś więcej w ich języku.

Jessica rzekła kilka słów, których ani trochę nie zrozumiałem. Nakreśliła je na kartce, a potem je przetłumaczyła po naszemu.

" Dzień Dobry Michale. Jak się masz?" - tak brzmiało po polsku, lecz gdy Jessica przetłumaczyła, zapamiętałem, że moje brzmi w ich języku brzmi Michał.

      - Rany, ty chyba uczyłaś się polskiego kilkadziesiąt lat.

Moja tłumaczka zaśmiała się i pokiwała przecząco głową.

      - Owszem, jest trudny, ale bardzo ciekawy. Zresztą Polska jest również ciekawym krajem. Ma smutną historię, ale wartą poznania. Przeczytaj sobie kiedyś i jeśli jesteś wrażliwy, to przyszykuj sobie chusteczki. A tak serio to uczyłam się z 9 lat. Mama mojej koleżanki jest Polką, więc miałam tak jakby nauczyciela.- mruknęła, uśmiechając się.

Spojrzałem w okno i widząc piękny widok, szturchnąłem nieco Jessicę i wskazałem jej, aby również spojrzała. Nasz odrzutowiec unosił się ponad obłokami chmur, które przypominały mi morze z waty cukrowej. I to takiej ogromnej!

     Lot trwał niecałe cztery godziny, a kiedy dolecieliśmy do Londynu, była tam godzina 14:35, ponieważ jest tu inna strefa czasowa. Ach, człowiek aż się dziwnie czuje, bo wyleciał o siódmej rano z minutami, lot trwał cztery godziny, a przyleciał na miejsce prawie o 15:00.
Potem jak zwykle cudowne powitanie przez fanów i jazda do hotelu. Sprawy związane z odwiedzinami sierocińców, czy nawet spotkanie się z księżną Dianą i księciem Karolem miałem mieć następnego dnia.


Będąc już w hotelu i wychodząc z windy, która zawiozła nas na najwyższe piętro, włączyłem sobie kamerę i chcąc zrobić niespodziankę Jessice, nagrywałem ją. Dziewczyna po jakimś czasie odwróciła się i zrobiła zszokowaną minę.

       - Aaa, Michael Jackson mnie nagrywa! Może będę w jakimś teledysku? - powiedziała teatralnie i udawała, że mdleje.

Śmiejąc się objąłem ją jedną ręką i ciesząc się w duchu, że nikt tego nie widzi (oprócz Franka), zacząłem mówić do kamery.

       - I że też ja muszę robić za ratownika. Normalnie zmienię chyba robotę.

Jessica ocknęła się i machając do kamery delikatnie pocałowała mnie w policzek.

       - Łapy miej przy sobie. - szepnęła cicho, śmiejąc się.

       - Chyba nie chcesz, abym cię puścił, co? - zwróciłem się do niej.
Dziewczyna wstała i zabrała mi kamerę.

      - A teraz to ja będę kręciła Michaela Jacksona w akcji...

Już chciałem coś zatańczyć, a raczej sparodiować, gdy podszedł do nas Frank i zaczął coś mówić.

      - Ej, a może by tak się rozpakować w swoich pokojach? To wy sobie żarty stroicie.

W chwili, kiedy Frank mówił co powinniśmy zrobić, kiwałem głową i pokazywałem na niego.

W którymś momencie się skapnął i spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem.

- No okey, okey. Już idziemy. Nie złość się. - zaśmiałem się i biorąc po kryjomu kamerę, która to wszystko uchwyciła, wziąłem swoje walizki i poszedłem do pokoju.

      Chwilę potem Jessica przyniosła mojego towarzysza, który jak zwykle w holu zainteresował się ogromnymi roślinami.

Resztę dnia spędziłem ze swoją tłumaczką dość radośnie. Jak to zwykle bywa, musiałem wyjść na balkon i pokazać się swoim fanom, których bardzo mocno kocham. Są moją drugą rodziną...



Witajcie!
Przepraszam, że nic nie wrzucałam, ale jakoś... Nie wiedziałam jak mam zacząć notkę xD.
Co do You & Me i Dziewczyna, która poznała Anioła, to powinny pojawić się wkrótce tyle, że problem tkwi w tym iż nie wiem jak zacząć xDD
Dziękuję Wam za 5K wyświetleń! :)
Jak zwykle przepraszam za błędy, bo pewnie jakieś tam są.
Życzę Wszystkim miłego wieczoru!


niedziela, 17 maja 2015

"...When I say I LOVE YOU, baby you gotta know that's FOR ALL TIME..." part III

Kilka słów na początek. (Spokojnie, to chyba nie będzie długie :) )
Chcę Wam podziękować za wszystkie słowa otuchy! 
Na prawdę przydały mi się i czytając Wasze komentarze, popłakałam się ze wzruszenia. 
Jeśli chodzi o mnie, to już dobrze się czuję. Leżę w domu i tylko myślę, co robić. xD
Dziękuję Wam za wszystko kochani! 
Dzisiaj ogarnęła mnie jakaś wena i coś wyskrobałam... Dla Was. 
Może i nie będzie to najlepsza notka, ale zawsze coś.
Życzę Wam miłego czytania i do zobaczenia wkrótce!
Susie.


        Każdego dnia, który powoli mijał chcąc chyba zrobić mi na złość, moje myśli skupiały się na trwających przygotowaniach do trasy koncertowej oraz... na tej ślicznej brązowowłosej dziewczynie, która przez przypadek na mnie wpadła. Hmm, czy to faktycznie był przypadek?

       Pewnego słonecznego popołudnia, siedząc z Frankiem DiLeo w salonie, przeglądywaliśmy karty kandydatów na niektórych członków mojej ekipy.
Mój wspaniały tłumacz, David, złamał nogę, więc nie mógł podróżować ze mną do innych państw, co nieco mnie zasmuciło. Bałem się, że te miesiące, które mnie czekają, nie będą cudownym czasem w moim życiu.

       - Mike, mamy już lekarzy... Zajmiemy się teraz tłumaczami. Tu masz kandydaturę nie jakiej Clary Fox. Lat 30, tak jak ty. Zna 6 języków, ma małe wymagania... Jedynie to możliwość wyjścia do jakieś drogerii... - mówił Frank, machając przed oczyma małą teczkę z  informacjami owej osoby.

       - Tak, widzę. Nie machaj mi tak, ślepy nie jestem. - odrzekłem nieco oschle, zmęczony psychicznie już tym wszystkim. Stres nasilił się zbyt mocno, co nie dawało mi to spokoju. Za dwa tygodnie mam pierwszy koncert na Wembley, w Londynie, gdzie będzie również Księżna Diana oraz Książe Karol.

      - Ojej, no ok. Chciałem tylko sprowadzić cię na ziemię. Od rana jesteś jakiś przybity, coś nie tak?

Nim odpowiedziałem, wstałem z kanapy i odetchnąłem głęboko.
Stanąłem przy oknie i wpatrując się w nie tępo, zastanawiałem się nad wszystkim.

     - Słuchaj, to nie ty będziesz miał za dwa tygodnie bieganiny po scenie dwie godziny dziennie. Wiesz, że trochę się boję. - odpowiedziałem, zakładając ręce na piersi.

     - Wiem, wiem o tym. O czekaj! A tu jest jakaś panienka. Jessica... Janhson. Nie, czekaj. Johnson. Boże, kto to pisał... - szepnął cicho Frank, obracając teczką nieco w prawo.

Na samo słowo Jessica, odwróciłem się i spojrzałem zdziwiony na swojego menedżera. Ten wyciągnął z ust swój cygaret i wzruszył ramionami.

      - No co? Nie moja wina, że źle napisali. - odrzekł, pokazując mi jej nazwisko.

Podszedłem nieco szybkim krokiem do niego i wziąłem w ręce białą teczkę, na której było naklejone jej zdjęcie oraz imię i nazwisko.

     - Znasz ją? Podobno Madonna ją miała, tyle że zwolniła, bo podobno wkurzały ją jej wymagania... Których wcale ona nie ma. - odparł po chwili, podnosząc jedną brew w zamyśleniu.

Bez czekania otworzyłem teczkę i przejrzałem stronę, na której były wszystkie potrzebne dane dotyczące uczonych się przez nią języków.

      - Kiedy się zgłosiła do kandydatury? - zapytałem Franka, zerkając po czasie na niego.

      - Właśnie nie wiadomo. Brałem co leżało. A co, coś nie tak?
No, wiesz... Zostaje nam jeszcze Clara i kilku innych chłopaków, których jeszcze nie przejrzałeś.

Uniosłem nieco rękę, aby był już cicho i nadal czytając informacje Jessici, czułem się dziwnie.

Czyżby wiedziała, że znów się spotkamy? Być może, zresztą jej siostra pracuje ze mną, więc wszelkie informacje i tak do niej docierały.

      - Zadzwoń do jej menedżera i omów wszelkie sprawy, ok? Już chyba wybrałem swoją tłumaczkę. - powiedziałem zadowolony ze swojego wyboru, kładąc teczkę z powrotem na stole.

      - Ej! A reszta? Mike, skąd wiesz, że ona jest dobra? - szepnął zdziwiony Frank, zaciągając cygareta.

      - Bo wiem. Uwierz mi, wiem co robię. - uśmiechnąłem się do niego i zerkając w stronę okna, zaśmiałem się w duchu.

"Cieszysz się co, debilu? Zobaczysz, nie na długo." - znów usłyszałem wkurzający głosik.

      - No dobra, to ja idę dzwonić, a ty... rób co chcesz. Za dwie godziny ma się zjawić Karen i reszta aby się przyszykować z Tobą do wyjazdu.

Spojrzałem jeszcze na Franka, który wychodząc z salonu, trzymał w ręku teczkę Jessici.
Opadłem zadowolony  na kanapę i nie wiedząc nawet kiedy, usnąłem zmęczony...
                                                                     
                                                      ***

       - Mike? Michael... E, jak one do ciebie mówią... Mikuś... Wstajemy... - docierały do mnie słowa Karen bardzo powoli.

Niechętnie otworzyłem powieki, aż ujrzałem jej radosną twarz, a zaraz potem zerkającego za nią DiLeo.

      - Coś nie tak? Czemu mnie budzicie? - ziewnąłem, zasłaniając przy tym usta dłonią.

      - Wiesz, gdyby nie fakt, że jestem z Samuelem, to pewnie inaczej bym cię obudziła. - stwierdziła ze śmiechem moja makijażystka, do której dołączył się Frank.

      - Taa... A potem byś miała wyrzuty, że pocałowałaś swojego przyjaciela i zarazem szefa. Bardzo pomysłowe. - rzekłem, siadając i poprawiając swoje włosy.

      - Ty, bo jak ci walnę poduszką... - zażartowała blondwłosa, trzymając w dłoniach owy przedmiot "niedoszłej zbrodni".

      - Słuchaj, gadałem z menedżerem tej całej Jehnson... Boże, Johnson... Co mi się tak myli,  no i dziś pod wieczór ma tutaj z nim przyjechać. - tym razem Frank postanowił zmienić temat.

Uśmiechnąłem się szeroko i wstając, zerknąłem na wiszący zegar na jednej ze ścian.

      - Rany! To znaczy, że już niedługo. Jest już 18, czemu mnie nie budziliście wcześniej? - krzyknąłem zrozpaczony, przecierając dłonią oczy.

     - No, a co ja przed chwilą zrobiłam? No sorry, ale jeśli na ciebie działają pocałunki i to w ekspresowym tempie, to trzeba było napisać w wymaganiach. Pewnie by ktoś zatrudnił taką, co by się chętnie z tego wywiązywała. - odparła nieco oburzona Karen.

     - Oj, przecież wiesz, że nie działają na mnie takie chwyty. Zresztą nic mi o tym nie wiadomo. Dobra, idę się trochę ogarnąć.

     Kierując się w stronę łazienki, słyszałem jak Karen szepcze coś cicho do Franka.
Z jednej strony cieszyłem się, że znów zobaczę Jessicę, ale z drugiej...
Nie jestem pewien, jak się sprawdzi w roli tłumaczki. Caroline nic mi o niej nie opowiadała, czego nawet żałuję.
Pół godziny później siedziąc ze wszystkimi na tarasie i pijąc ciepłą herbatę, przyszedł do mnie ochroniarz, który miał do przekazania dobrą wiadomość.

     - Panie Michaelu. Pan Lucas Clare i pani Jessica Johnson już przyjechali. Powiedzieć im, aby poczekali w salonie?

Natychmiast wstałem i poprawiając nieco swój sweter zerknąłem na ochroniarza.

    - Nie, zaraz tam do nich pójdziemy. - odrzekłem, zerkając na Franka, który również wstał.

Kilka minut później, razem z Frankiem zmierzaliśmy w stronę czarnego Cabrioleta, przy którym stała Jessica i jej menedżer, który... Cóż, nie wyglądał na uczciwego.

    - O, pan Jackson. Witam. Słyszeliśmy, że przyjął pan kandydaturę Jessici.
Mam nadzieję, że nie zrobi pan tak, jak Madonna... - rzekł do mnie nieco sztucznie Lucas, wysuwając do mnie rękę. - Jestem Lucas Clare, menedżer tej panienki. Sprawy mam omówić z panem Frankiem DiLeo, tak?

Spojrzałem kątem oka na swojego przyjaciela, który pokiwał twierdząco głową. Zaraz potem spojrzałem na Jessicę, która wydawała się być... smutna. Udawała, że się rozgląda, chociaż kilka tygodni wcześniej była już w Neverland.

     - Może chcą państwo się czegoś napić? Zapraszam do głównego domu. - uśmiechnąłem się, chcąc  nieco ocieplić nastrój.

      - Wolałbym załatwić już wszelkie sprawy i mieć to z głowy, wie pan... Nie lubimy zbyt długo czekać. - odparł menedżer Jessci, zerkając na Franka.

      - Rozumiemy, to proszę do mnie. - rzekł mój menedżer, prowadząc Clare do swojego małego gabinetu.

Ja zostałem sam na sam z Jessicą, która wydawała się być ani trochę nie zainteresowana moją osobą.

    - Jak minęły ci dni? Dobrze? - zapytałem, idąc z nią i chowając ręce do kieszeni.

    - Tak, dobrze. - odpowiedziała krótko, poprawiając swoje opadające włosy, po czym spuściła nieco głowę.

    - Coś się stało? Byłaś taka radosna. Ej, bo zacznę się martwić. - stanąłem obok niej i chwyciłem jej podbródek, by spojrzała na mnie.

Jej niegdyś radosne, brązowe oczy, patrząc na mnie, straciły swój blask i wręcz pociemniały.

    - To nic takiego. Od rana źle się czuję... Dziękuję, że mnie wybrałeś. - odpowiedziała, przekręcając głową w bok, byle tylko na mnie nie patrzeć.

    - Jessi, nie rób mi tego. Wiesz, że wysłucham jeśli kogoś coś trapi. Caroline chyba ci o mnie mówiła.

Dziewczyna westchnęła cicho i spojrzała w moją stronę, a gdy oboje usłyszeliśmy głos DiLeo i Lucasa, zerknęła w stronę swojego menedżera i znów spuściła wzrok.

     - Sprawę mamy załatwioną. Jessica nie ma wymagań i dostosowuje się do każdego, wie pan... Myślę, że będzie pan zadowolony z jej talentu. - odparł radośnie Clare, zerkając w stronę dziewczyny.

Pokiwałem głową i lekko się uśmiechnąłem, lecz widząc moją tłumaczkę w takim stanie, zacząłem się martwić.
Może i mało ją znam, ale w tych dwóch dniach rozmawialiśmy tak jakbyśmy się znali od lat.
Umiałem już wyczuć, kiedy coś jest nie tak.

     - To przyjedziemy jutro z samego rana, bo podobno pan już jutro wylatuje, tak?
Tu zostawiam swoją wizytówkę, w razie jakichś pytań. - mówiąc to, wręczył mi małą kartkę z numerem telefonu.

     - Dziękuję... I do zobaczenia jutro. - odpowiedziałem, posyłając obojgu uśmiech.

Jessica delikatnie uniosła kąciki ust, zerkając na mnie po chwili.
Widząc, jak brązowowłosa znika po chwili w czarnym Cabriolecie, poczułem dziwny smutek.

    - Dziwnie smutna, no nie? - rzekł Frank, stojąc obok mnie. - Chyba nie jest zadowolona.

"Albo po prostu coś ją martwi... Wyglądała jakby chciała mi coś powiedzieć, lecz nie mogła..." - pomyślałem i widząc odjeżdżające auto, westchnąłem cicho, powracając do głównego budynku, którego nazywałem moim małym królestwem.

Czasem trzeba dużo czasu, zanim się coś zrozumie. Wiedziałem, że ta dziewczyna coś ukrywa...

piątek, 8 maja 2015

Przerwa

Kochani!
Mam do przekazania smutną wiadomość.
Zawieszam bloga na miesiąc, bądź dwa.
Niestety mój stan zdrowia nie pozwala mi na pisanie.
Aktualnie przebywam w szpitalu i czekam na operację, która odbędzie się w poniedziałek.
Mimo to, proszę abyście pisali mi o nowych notkach, lecz nie obiecam, że będę od razu komentowała.
Trzymajcie się!
Kocham Was wszystkich!
Susie.

środa, 6 maja 2015

"...When I say I LOVE YOU, baby you gotta know that's FOR ALL TIME..." part II

          Następnego ranka postanowiłem pojechać wcześniej do studia, by móc tam przygotować się do ciężkiej pracy. Nagrywania piosenek, które przychodziły mi na myśl w każdej chwili, nie należały do łatwej roboty. Godzinami trzeba siedzieć w pomieszczeniu i czekać, aż facet za szybą cię wreszcie zawoła, byś posłuchał tej wersji utworu, która wydaje się być najlepsza ze wszystkich. Pamiętam, że nieraz była przez to sprzeczka, gdyż każdy miał inne zdanie.

         Największym wkurzającym momentem jest końcówka nagrywań. Wszystko jest już dopięte na ostatni guzik, lecz ja zawsze muszę znaleźć "dziurę w całym" i proszę wszystkich jeszcze o zostanie na godzinę czy dwie. Dałbym sobie odciąć rękę, jeżeli w tamtych chwilach wszyscy moi współpracownicy nie marzą o to aby mnie zabić. No, wyobraźcie sobie: Jest godzina 1:00 w nocy. Padacie ze zmęczenia, a cała praca, którą robiliście przez kilka dni jest już perfekcyjna. A tu nagle jeden palant prosi was o zostanie jeszcze kilka godzin, bo zauważył małe, maluteńkie niedociągnięcie... Wtedy ma się ochotę strzelić takiego gamonia w ryj by się odwalił, nie?

        Właśnie dlatego nienawidzę samego siebie. To znaczy... Niektóre cechy, które posiadam, wcale mi się nie podobają. Tak samo wygląd... Jestem perfekcjonistą, wszystko co robię musi być dopasowane do mojego gustu....
Wchodząc do ogromnego budynku, w którym to właśnie najczęściej powstawały moje dzieła, zauważyłem w wielkim holu siedzącą moją przyjaciółkę Caroline razem ze swoją córeczką, Annie. Skąd ja to wiem? Często mała przyjeżdżała do Neverland, kiedy musiałem omówić kilka spraw z jej mamą. Uwielbiam spędzać z nimi czas, gdyż to jest cudowne uczucie słysząc co jakiś czas: Wujku Michael, pobawimy się w chowanego?
Podszedłem powolnym krokiem w ich stronę, witając się z Caroline, a zaraz potem z jej córeczką.

      - Wujek Michael! - krzyknęła mała, tuląc się mocno we mnie.

Wziąłem ją na ręce i całując w policzek spojrzałem na jej mamę,

      - Cześć, a ciebie co tak wzięło by wcześnie przyjść do studia? - zapytała mnie blondwłosa dziewczyna, z uśmiechem przyglądając się swojej córeczce, która dotykała moich loków.

       - Wiesz, że lubię wcześniej przyjeżdżać. A czyżby Annie chciała z tobą pracować? - zerknąłem na małą i zaśmiałem się cicho.

       - Cudownie by tak było, ale niestety czekam aż moja siostra przyjedzie i ją zabierze. Z Johnem mamy mały kłopot i ... I wolałabym gdyby mała pojechała do cioci.

Natychmiast straciłem uśmiech z twarzy. Jej mąż, John ostatnimi czasy bardzo się zmienił i nie raz widziałem Caroline pracującą w okularach przeciwsłonecznych. Kiedy pytałem się czemu je nosi, dziewczyna ze smutkiem zdejmowała je, pozwalając by moim oczom ukazywały się duże siniaki wokół oka. Zrozumiałem wtedy, że w jej domu nie dzieją się dobre rzeczy.

       - Rozumiem. Pamiętaj, że masz u mnie wsparcie. - odrzekłem, posyłając jej uśmiech.

        - Wiem, dziękuję ci przyjacielu. No dobrze, nie zabieram ci czasu.

Wtem wpadłem na dobry pomysł, bo widząc jak mała się nudzi, zaproponowałem by wziąć ją do siebie, by mogła sobie porysować, czy cokolwiek zrobić, jak to małe dzieci lubią robić.

        - Ale na pewno się zgadzasz? No wiesz, nie chcę ci sprawić kłopotu. - powiedziała Caroline.

        - To żaden kłopot. I tak chłopaków jeszcze nie ma, a tak to będę miał kogo pilnować.

Blondwłosa zaśmiała się i zgodziła się na moją propozycję.

Po pięciu minutach, idąc do pokoju nagrywań, pokazałem Annie wszystko, o co mała się pytała.

        - Wujku, a co to jest, to takie na głowę? - zapytała mała, trzymając w rękach słuchawki.

Jak na sześciolatkę, była bardzo ciekawa świata.

        - To są słuchawki. Jak je założysz, to usłyszysz taką melodyjkę. - odpowiedziałem, widząc jak dziewczynka próbuje je założyć na swoją malutką główkę.

Pomogłem jej i włączając cichą melodyjkę, widziałem w jej oczach ten blask, tą radość, którą dzieci mają w sobie.
Godzinę później, kiedy rysowałem razem z małą różne kwiatki, usłyszałem pukanie.

        - To pewnie twoja ciocia przyjechała. Pójdę otworzyć. - rzekłem do małej, odrywając się od rysunku.

Idąc w stronę drzwi, widziałem jak Annie przyglądywała się wywieszonym zdjęciom na ścianach pokoju.
Otworzyłem niepewnie brązowe drzwi i wtem doznałem szoku.
Moim oczom ukazała się Jessica, która uśmiechając się do mnie szeroko, poprawiła swoją kurtkę.

         - Nie wiedziałam, że moja siostra pracuje właśnie z tym Michaelem. Co za miła niespodzianka. - powiedziała dziewczyna, wpatrując się we mnie.

         - A ja nie wiedziałem, że ty jesteś  siostrą Caroline. Proszę, wejdź. Ty pewnie przyszłaś po Annie, co?

         - Tak. Powiedziano mi, że bawisz się z małą, więc przyszłam pod ten pokój.

Brązowowłosa weszła w głąb  i rozglądając się, podziwiała nowy wystrój wnętrza.

Niedawno zrobili nam remont, po którym sam nadal nie umiałem przywyknąć.

         - Ciocia Jessi! - krzyknęła Annie, widząc ją zza rogu.

Mała podbiegła do niej i wtuliła się w mocno, wpatrując się raz po raz we mnie i Jessicę.

         - Witaj kruszynko. Tęskniłam za tobą, wiesz? - odrzekła dziewczyna, kiwając się nieco z małą na rękach.

         - Ja też. A wiesz, że wujek Michael bardzo ładnie rysuje?  Pokażę ci nasze rysunki.

Mała pobiegła szybko po nasze arcydzieła, a ja mimowolnie pokryłem się rumieńcem.

         - No proszę. Ciekawych rzeczy się dowiaduję. - odpowiedziała Jessica, zerkając w moją stronę.

         - No wiesz, dopiero wczoraj mnie poznałaś. Nie da się o wszystkim opowiedzieć w jeden dzień.

Brązowowłosa uśmiechnęła się i widząc jak mała podaje jej rysunki, nie kryła podziwu.

          - Bardzo śliczne rysunki. Godne podziwu. No, ale na nas to chyba już czas, prawda Annie? Nie możemy przeszkadzać wujkowi Michaelowi w pracy.

Słysząc słowa Jessici, natychmiast zaprzeczyłem, co mnie samego zdziwiło.

           - Ależ skąd. Wiecie, a co byście powiedziały na wyjazd do Neverland? I tak nie zamierzałem spędzać dużo czasu w studiu, a wasze towarzystwo dobrze mi zrobi.

           - Tak! Do Neverland! Ciociu, zgódź się! Proszę... - błagała mała, skacząc przed Jessicą.

           - Oj no sama nie wiem. Nie chciałabym ci robić jakiegoś kłopotu...

"Te same słowa słyszę po raz drugi. No tak, dwie siostry..." - pomyślałem w duchu, śmiejąc się cicho.

            - To nie żaden kłopot, na prawdę.

Po krótkiej chwili brązowowłosa zgodziła się i wychodząc we trójkę, próbowałem ukryć w sobie radość i w pewnym sensie dumę. I mimo, że sprawiało mi to ogromną przyjemność, starałem zachować powagę i skupienie.

Po dłuższej jeździe, widziałem jak Annie wpatruje się w okna auta, widząc moją bramę, która powoli się otwierała.

            - Ciociu! A tutaj są takie bardzo fajne lamy, wiesz? Ale ciągle mnie liżą, jak jem coś słodkiego. - odparła mała, zerkając w stronę Jessici.

Brązowowłosa spojrzała na mnie wzrokiem pełnym niepewności. Jako, że byłem wtedy kierującym, na chwilę spojrzałem na nią i widząc jej wzrok, zapytałem.

            - Coś nie tak?

            - Nie wiedziałam, że masz lamy.

            - Mam wiele zwierząt. Sama się przekonasz.

Po kilku minutach zatrzymałem pojazd i wysiadając, otworzyłem drzwi dziewczynom.
Annie pognała do przodu, widząc w oddali leżącego na kocu Bubbelsa.
Natomiast Jessica wstrzymała się i rozglądając we wszystkie strony, nie ukrywała zaskoczenia.

            - Ty... tu mieszkasz?

            - Tak. Witaj w Neverland. - odpowiedziałem, próbując się nie roześmiać.

Jessica trzepnęła mnie nieco w bok, widząc jak śmieję się z niej, po czym idąc prosto, podziwiała otoczenie.

           - Tu jest jak w raju! Nie, to chyba sen. Uszczypnij mnie.

Na jej polecenie zrobiłem to i słysząc jej ciche pisknięcie, zaśmiałem się.

          - Pogięło cię?! Będę miała teraz ślad.

          - Wiesz ile ja mam takich śladów na ciele? Oj, przynajmniej będziesz mogła się pochwalić. No, wiesz... Uszczypnął cię sam Michael Jackson - zachichotałem.

           - Ty, bo jak zaraz ci zadam pracę papierkową, to nawet na mecze nie zdążysz.

W tamtym momencie oboje się zaśmialiśmy i przypominając sobie nasze wczorajsze spotkanie, westchnąłem cicho rozmarzając się.

           - Ej, ziemia do Michaela! Zaraz wpadniesz do basenu! Michael! - słyszałem tak jakby echo.

Nim powróciłem na ziemię, czułem jak moja prawa noga ociekała wodą. Przez te zamyślenie nie wiedziałem, kiedy zjawiłem się na krawędzi basenu.

           - A niech to...! - szepnąłem, wykręcając nogawkę z wody.

Jessica zaśmiała się i widząc jak się schylam, popchnęła mnie do basenu, śmiejąc się głośno.

Wynurzając się i poprawiając swoje włosy, spojrzałem na nią nieco rozzłoszczony.

           - Co to było?! Zwariowałaś?!

           - Wiesz ile razy tak mi robią? Nie przesadzaj, przynajmniej będziesz się mógł czymś  pochwalić. - zaśmiała się.

     Słysząc jej słowa, które szczerze mówiąc, odgapiła, natychmiast wyszedłem z basenu i zacząłem ją gonić, nie zważając uwagi na przechodzących obok ochroniarzy.
Annie bawiąc się z Bubbelsem nie wiedziała, co w tej chwili jej wujek Michael zamierza zrobić z jej ciocią.
Tak, wiem, dziwnie to brzmi, ale taka prawda. Goniłem Jessicę i mimo trudności, jaką stwarzały mi mokre ubrania, pobiegłem z nią na wielką górkę.

     Kiedy nie miałem już siły, przystanąłem dysząc ciężko. Słońce świeciło tego dnia niesamowicie, a ja z powodów zdrowotnych musiałem go unikać.
Stanąłem przy drzewie i próbując wyrównać oddech, poczułem jak liście zaczynają mi spadać na głowę. Zdziwiony tym zjawiskiem spojrzałem w górę i ujrzałem Jessicę, która siedząc na gałęzi, oglądała widok.

          - Hej! Co ty tam robisz? - krzyknąłem, wpatrując się w nią.

          - O! Tu jesteś. Zastanawiałam się, czy dobiegniesz, bo sądzę, że jak na tancerza to mało masz ruchu.

          - Ja ci zaraz dam! - mówiąc to, chciałem wejść na pień, lecz Jessica widząc mój zamiar, zeskoczyła z gałęzi i spojrzała na mnie.

          - Musisz być szybszy, wiesz?

Schodząc z drzewa pobiegłem za nią i widząc, jak Jessica zatrzymuje się na krawędzi górki, złapałem ją, tracąc przy tym równowagę.

Oboje sturlaliśmy się i leżąc już na trawie, Jessica była nade mną.

          - Raczej to ja ciebie złapałam. - odpowiedziała, podpierając się rękoma.

Widziałem jej uśmiech, jej wzrok, który był radosny.

Westchnąłem cicho i chcąc poprawić jej włosy, oboje usłyszeliśmy głos Annie, która stanęła kilka metrów dalej od nas.

         - Ahaaa... - odparła mała, trzymając za łapkę Bubbelsa.

Jessica natychmiast wstała, a zaraz za nią ja, wpatrując się w zaskoczoną dziewczynkę.

        - Mama była by bardzo zdziwiona. - dodała zaraz po chwili, widząc jak Jessica podchodzi do niej i bierze ją na ręce.

        - To chyba był zły pomysł, abyśmy tutaj przyjeżdżały. Czas na nas. - powiedziała pośpiesznie Jessica, idąc w stronę głównej części Neverland.

         - Jessi, zaczekaj! Zostańcie, proszę. - próbowałem namówić dziewczyny, aby zostały.

Annie, która po jakimś czasie chciała się do mnie przytulić, również prosiła Jessicę aby się zatrzymała.
Kiedy zjawiliśmy się przy aucie, Annie, która miała już wsiadać, wyskoczyła z auta i podbiegła do mnie, tuląc się mocno.

       - Chcę zostać przy wujku! Nigdzie nie jadę! - krzyczała dziewczynka, po chwili rozpłakając się.

Wziąłem ja na ręce i wpatrując się w Jessicę, westchnąłem.

       - Zostańcie. Przecież nic się nie stało. Dlaczego tak szybko chciałaś wyjechać? - zapytałem ją, tuląc cały czas Annie.

Jessica nie odpowiedziała, spojrzała na swój zegarek, a po chwili na sześciolatkę i biorąc oddech, westchnęła cicho.

        - No dobrze. Proszę, nie płacz. Kruszynko... - szepnęła brązowowłosa, podchodząc i głaszcząc sześciolatkę
 po włosach.

Annie spojrzała na mnie i na swoją ciocię, a po chwili przestała płakać.

         - Pobawimy się w zoo? - zapytałem małą, próbując zmienić temat.

         - Tak! Chodźmy. - krzyknęła radośnie już sześciolatka, uśmiechając się w moją stronę.

W równym tempie szedłem z Jessicą i od czasu do czasu spoglądałem na nią.

Wyglądała jakby myślami była gdzie indziej. Na jej uroczej twarzy pojawił się wyraz zamyślenia, a włosy, które jej opadały, nie sprawiały żadnego problemu.
Mała po jakimś czasie postanowiła pobiec do przodu, kiedy usłyszała trąbienie słoni.
Idąc z jej ciocią, zastanawiałem się dlaczego chciała tak szybko wracać.

         - Coś się stało? Przepraszam cię za tamto.

Brązowowłosa ocknęła się i wpatrując się we mnie, przystanęła i usiadła na ławce.

         - Wszystko dobrze. Po prostu... To moja wina. Wiesz, emocje... Dały po sobie znać. - rzekła, podpierając się rękoma.

Usiadłem obok niej i spoglądając na nią, usłyszałem ćwierkanie ptaków. Spojrzałem w górę i ujrzałem parę białych gołębic, które wyglądały jakby się tuliły.

        - Spójrz! Ale ciii... - szturchnąłem delikatnie moją towarzyszkę, która wyglądała na smutną.

Również spojrzała w górę i się cicho zaśmiała.

        - Akurat są tutaj, gdzie i my.

        - A może chcą nam coś przekazać? Podobno białe gołębie symbolizują pokój... miłość... - rzekłem nieśmiało, spoglądając na Jessicę.

Jej twarz pokryła się rumieńcem, a ja widząc to, cicho się zaśmiałem.

        - Nie smuć się. Nie masz powodu. - powiedziałem, poprawiając jej włosy, by ujrzeć jej uśmiech.

        - Wiesz, jednak moja siostra miała rację. Niezły z ciebie podrywacz. - stwierdziła dziewczyna, całując mnie delikatnie w policzek i wstając, poszła w stronę bawiącej się Annie.

      Ja, podrywacz? Kurczę, czyżby ona myślała, że ja w niej? Ej, no wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, ale żeby teraz? Nie, to chyba żart. A może ona przeczuwała jakie mam uczucia w stosunku do niej, o których sam nawet nie wiedziałem.

"No, tak. Zakochaj się teraz, a za kilka miesięcy masz trasę koncertową. Ty i te twoje miłości" - usłyszałem w głowie irytujący głosik.

"Zamknij się! Nie kocham jej!" - odrzekłem w myślach, przygryzając sobie wargę.

"Na pewno? Znam cię od 29 lat, wiem co w trawie piszczy..." - odpowiedział głosik.

Uszczypnąłem się delikatnie, próbując uciszyć złego głosika. Po krótkiej chwili również pojawiłem się obok dziewczyn i spędzając z nimi resztę dnia, czułem szczęście.
Kiedy siedząc już w salonie i przygotowując herbatę dla siebie i dla Jessici, widziałem jak brązowołosa siedzi w fotelu i głaszcze śpiącą Annie.
Postawiłem gorące napoje na stoliku i siadając na drugim fotelu, przypatrywałem się dziewczynie.

         - Wiesz, zaskakujące jest to, że nadal nie potrafię pojąć, z kim ja się to zadaję. - stwierdziła po chwili ciszy.

         - Mówiłem ci już, że powinnaś sobie wyobrazić, że pracuję w biurze i...

         - Nie. Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Nie potrafię zamienić rzeczywistości w marzenie, rozumiesz? - przerwała mi brązowłosa, patrząc na mnie.

Wziąłem w ręce kubek i zastanawiając się nad jej słowami, czułem na sobie jej wzrok.

         - A powiesz mi, dlaczego chciałaś tak szybko odjechać? Coś nie tak zrobiłem? - zapytałem ją, robiąc łyk napoju.

Jessica westchnęła cicho i głaszcząc dłoń dziewczynki, wpatrywała się w nią.

        - Wiesz, czułam dziwny impuls. Gdyby nie Annie, nie wiem co by się dalej stało. Może i nie zrozumiesz, ale czasem człowiek ma ochotę...

        - Pocałowałabyś mnie? - palnąłem bez chwili zastanowienia.

Jej wzrok wyrażał niepokój. Tak, ja to jednak jestem debil. Gadać takie głupoty?

       - Nie. Chociaż w tamtej chwili sama nie wiedziałam co czuję. To takie głupie, nie sądzisz?

       - Wiem. Nieraz popełniam błąd, po którym okropnie czegoś żałuję.

Dziewczyna uśmiechnęła się cicho i zerkając na drewniany zegar, poprawiła śpiącą Annie.

       - Czas na nas. Nie będę ci już więcej przeszkadzała.

       - Nie, proszę. Zostańcie. Przecież miejsca starczy dla wszystkich. - odrzekłem, stawiając kubek na swoim miejscu.

       - Ale... Nie Mike. Nie mogę. Dziękuję za wszystko, ale lepiej jak już pojadę z małą do domu.

Pokiwałem głową, że rozumiem jej słowa. Wstałem z miejsca i odprowadzając Jessicę do czekającego już auta, odrzekłem.

       - Spotkamy się jeszcze?

       - Sądzę, że tak. I może nawet szybciej niż się tego spodziewasz.

Mówiąc to, dziewczyna cicho się zaśmiała i wsiadając do auta, pomachała mi.

Po krótkiej chwili widziałem, jak auto odjeżdża a ja czując smutek, zastanawiałem się nad jej słowami.

       - Jak to szybciej? Czyżby szykowała się jakaś niespodzianka? - zapytałem samego siebie, zerkając w niebo chcąc odzyskać odpowiedź.

     Niestety, poczułem jedynie zimny powiew na swojej twarzy, który nie oznaczał niczego dobrego...



Witam wszystkich :)
I jak notka? 
Postanowiłam, że będę wrzucała rozdziały co jakiś czas. Nie będą miały określonego terminu... 
Jak się trafi, to się trafi :D
Życzę Wam wszystkim miłego dnia :)
   Autorka.
P.S. Przepraszam za wszelkie błędy :)

sobota, 2 maja 2015

Dziewczyna, która poznała Anioła - Jestem Niewinny

Następna część z tej serii. Przyznam, że poruszyłam tutaj znany nam wszystkim temat. 
Zresztą po tytule rozdziału można się domyśleć o jaki chodzi. 
Życzę miłego czytania. :)
      Autorka.
P.S. Czytajcie bardzo uważnie - w pewnym momencie jest wskazówka... Jaka? Sami zobaczycie :D

Piosenka do rozdziału: Michael Jackson - Will You Be There.


       Następnego dnia, Amanda idąc do swojej pracy, obowiązkowo wstąpiła do jednego z ulubionych kiosków, by kupić którąś ze świeżych gazet. Jej oczy przykuło pewne zdjęcie mężczyzny oraz tytuł artykułu napisany wielkimi literami, zachęcający do przeczytania.

       - Widziałaś to panienko, co się na tym świecie dzieje? Biedni ci chłopcy, oj biedni... Że też dobrze, że tego całego Jacksona już nie ma. Przynajmniej już nikogo nie skrzywdzi. - powiedziała sprzedawczyni, widząc jak dziewczyna niepewnie bierze w dłonie gazetę.

       - Ile za nią? - zapytała ją Amanda, nie odrywając wzroku od zdjęcia Michaela. Jego oczy... Mówiły same za siebie : Jestem niewinny. Zostawcie mnie już w spokoju.

Mimo, że zdjęcie zostało zrobione w 2005 roku, kiedy to miał rozprawę sądową, wyglądało na świeże, tak jakby sfotografowano go dzień wcześniej.

        - 2,50 panienko. Niech Bóg ma w opiece tych biednych chłopców. Od zawsze wiedziałam, że z tym Jacksonem jest coś nie tak.

    Dziewczyna zignorowała słowa starszej kobiety i kiedy zapłaciła za gazetę, zaczytała się co też ciekawego wypisują na temat jej Anioła. Tak, przecież Michael pokazuje jej się jako duch, jako Anioł. Wierzy w jego niewinność, bo gdyby był winny tym zarzutom, Bóg już dawno zadecydowałby o jego losie i wymierzył srogą karę.

     "[...] Sławny choreograf oskarża muzyka o molestowanie seksualne. Sądzi, że był molestowany przez 7 lat i grożono mu, kiedy chciał wyjawić prawdę.  Najciekawsze jest to, że w 2005 roku bronił Jacksona, który również został oskarżony o ten sam czyn przez innego chłopca."

        - Phi, co za debil. To albo go Mike molestował, albo nie? Zresztą co ja gadam. Michael nigdy nie dopuściłby się do takiego czynu. - szepnęła dziewczyna, zmierzając w kierunku swojej pracy.

Przed drzwiami budynku stała Jasmine, która tuląc się do swojego chłopaka, zauważyła Amandę.

       - Cześć! O, co czytasz? - dziewczyna podeszła do koleżanki i zajrzała jej zza ramienia, by ujrzeć ciekawy artykuł. - Ha, wolne żarty. Michael Jackson i jakiś tam typek? Po pierwsze, jak on jest sławnym choreografem to ja jestem Myszka Miki.

Amanda zerknęła na Jasmine i zaśmiała się. Nie wiedziała, że jej koleżanka również broni mienia Michaela.
 
     - Sama nie wierzę w to co tu pisze. To jest niedorzeczne. Michael? Nigdy w życiu...

      - A, o to się rozbiega. No, też nie umiem uwierzyć w to co słyszałem. Podobno za jakiś czas mają być przesłuchania. Razem z kumplami zażartowaliśmy, że skoro nam też kasy brakuje to również go oskarżmy. A co mi tam. Facet nie żyje, można obrzucać błotem. Zabroni mi ktoś?- rzekł Philip, chłopak Jasmine śmiejąc się sarkastycznie.  - Przecież tym debilom chodzi tylko o jedno - KASA!

     - Ty też bronisz Jacksona? - zapytała dziewczyna, zerkając raz po raz w chłopaka.

     - Jasne! No, fanem to nie jestem, ale cenię go. Moja siostra miała występować podczas This Is It, ale sprawy potoczyły się... No, same wiecie jak. Teraz też chcę jakoś wesprzeć jego rodzinę i noszę to. - w tym momencie Philip odsunął swój rękaw, aby dziewczyny mogły ujrzeć białą wstążkę z napisem INNOCENT.

    - Inno... co? - zapytała go Jasmine, czytając powoli słowa.

    - Innocent. To znaczy Niewinny. - poprawił ją chłopak, zasłaniając rękę.

Jego dziewczyna pokiwała głową zrozumiale. Po krótkiej chwili spojrzała na zegarek i westchnęła.

    - No dobrze, musimy lecieć. To widzimy się później Philip. - Jasmine ucałowała chłopaka w usta, po czym weszły obie z Amandą do budynku.

Biuro, w którym pracowały, wydawało się być mrowiskiem, w którym pracownicy śpiesząc się, gubią swoje dokumenty czy ważne papiery.
One, jako pomocniczki, z dziwnym zaskoczeniem przypatrywały się wszystkim ludziom, którzy próbowali być szybsi niż goniący ich czas.

     - Czy tylko mi się wydaje, że dzisiaj jest coś nie tak? - zapytała Amandę Jasmine, poprawiając swoje włosy.

     - Nie tylko tobie. Nie tylko tobie... - odrzekła Amanda, po czym obie cicho się zaśmiały i wzięły do pracy.

Godziny mijały nadzwyczaj szybko. Nim się obejrzały, nadeszło południe, a potem wieczór.

      - Idziemy gdzieś? Masz jakieś plany? - zapytała przyjaciółkę Jasmine, pakując stos dokumentów do beżowej koperty.

      - Wiesz, jakoś... nie mam ochoty na żadne wyjście. Życzę tobie i Philipowi miłego wieczoru.

Amanda założyła na siebie kurtkę i widząc jak jej przyjaciółka również zakłada na siebie płaszcz, wyszła z budynku posyłając jej uśmiech.

Idąc do domu, wpatrywała się w niebo i wiedząc, że gdzieś tam, w oddali jest przystań, w której jest jej siostra oraz rodzice uśmiechnęła się szeroko.

Codziennie o nich myślała, a każda wiadomość, która została przekazywana przez Michaela, napajała jej serce ogromną radością.
Wiedziała, że i tego wieczoru spotka swojego przyjaciela.

Nie pomyliła się. Pół godziny później ujrzała ducha, który bez żadnych słów ją przytulił.

      - Jak minął ci dzień? - zapytał z radością Anioł, poprawiając opadające włosy dziewczyny.

      - Dobrze. Przykro mi tylko z tego co dzisiaj czytałam.

      - Wiem, widzę to codziennie. Moje dzieci muszą to jakoś wytrzymywać i mimo, że wiedzą jaka jest prawda, większość wokół ich uważa co innego.

      - Są pewnie silne tak jak ich tata. - odrzekła z radością dziewczyna, widząc uśmiech na twarzy Anioła.

      - Tak. Wiesz, Camilla powiedziała mi, że chciała abyś znalazła kogoś, kto cię pokocha.

      - Tak? Często mi to mówiła. To nie jest takie proste, jak jej się to wydaje.

      - Wie o tym. Ale kazała mi ci o tym przypomnieć, bo mówiła, że gdybym żył, pasowałbym do ciebie.

      - Serio tak moja siostra mówiła? - powiedziała ze śmiechem dziewczyna.

       - Oczywiście. Wytłumaczyłem jej, że to pewnie nie byłoby możliwe, gdyż nie poznalibyśmy się, a poza tym między nami byłoby ponad 30 lat różnicy. Może i dziwnie to brzmi, bo wyglądam teraz tak jak miałem 30 lat, ale Camilla się na mnie fochnęła za to, że przywiązuję wagę do wieku.

Amanda zarumieniła się delikatnie, widząc radosny wzrok Michaela.

      - To teraz weź ją na spacer. Chyba macie tam w niebie takie coś, prawda? - zapytała go brązowowłosa, parząc sobie herbatę.

     - Chciałem ją zabrać, ale tak się fochnęła, że nic nie działa. Nawet jak chciałem pokazać jej resztę waszego świata.

     - To masz problem, mój drogi Aniele. A i przekaż jej, żeby się nie martwiła o mój stan związku. Może któregoś dnia znajdę tego, kogo szukam.

     - Wiem. Pomogę ci w tym.

Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i zaśmiała.

     - Tak, ty każdemu pomagasz.

     - I źle kiedyś na tym wyszedłem- odparł ze smutkiem mężczyzna, opierając się o blat stołu.

Brązowowłosa zerknęła na niego i zostawiając filiżankę herbaty, przytuliła go.

      - Nie smuć się. W tych trudnych chwilach wspieraj swoją rodzinę. Jeżeli jakoś mogę, to też chcę się do tego przyczynić.

Mężczyzna zaśmiał się cicho i odwzajemnił tulenie, poprawiając jej włosy.

      - Któregoś dnia spotkasz moją rodzinę. Może nawet wkrótce.

Amanda uśmiechnęła się szeroko i nie powstrzymując się nawet, pocałowała go w policzek, który wydawał się być strasznie zimny.


     - Dlaczego kiedy mnie pocałowałeś wczoraj w policzek, poczułam chłód? - zapytała go dziewczyna, przypominając sobie ich wcześniejsze spotkanie.

     - Sam nie wiem. Może dlatego, że gdybym chciał się z kimś związać, tutaj na ziemi, nie mógłbym tego zrobić. Chociaż znam takie przypadki, kiedy to pewien Anioł zakochał się w dziewczynie. Bóg pozwolił im być razem, ale tylko dla tego, że ten Anioł spełniał wszystkie jego wole. Na ziemi stał się innym człowiekiem, który był bardzo podobny do wcześniejszej postaci. 

     - A ty, zakochałeś się kiedyś będąc już Aniołem?

     - Wiesz, jeszcze nie miałem takiej okazji.

Dziewczyna posłała mu uśmiech zrozumienia, a gdy zaczęła zadawać mu kolejne pytania, spędzali czas w bardzo miłej atmosferze.

Kiedy nadszedł czas pożegnań, Amanda poczuła smutek.

     - Muszę już iść. Do zobaczenia jutro. - powiedział Anioł, zerkając na wtuloną w niego dziewczynę.

     - Michael, zostań. Jeszcze chwilkę, proszę... Nie chcę, abyś mnie opuszczał.

     - Wiem słoneczko. Ale muszę. Jak każdy Anioł, mam swój limit.

     - W takim razie chcę być jedną z was.

Dziewczyna mówiąc to, wstała i szybkim krokiem udała się do łazienki. Czuła jak zbierają jej się łzy do oczu i szukając jakieś żyletki, usiadła w kącie, widząc jak ostrze mieni się srebrnym kolorem.

     - Amanda nie rób tego! - krzyknął Anioł, zjawiając się w pomieszczeniu.

Natychmiast wyrwał jej ostrze i kalecząc swoją dłoń, ścisnął je, tak aby dziewczyna mu go nie wyrwała. Przytulił dziewczynę do siebie i czując jej łzy na swoim ramieniu, próbował ją uspokoić.

     - Nie możesz tego zrobić. Jeśli to uczynisz, już nigdy nie będę mógł ciebie zobaczyć. Ani ty mnie.

      - Ale... Ja... chce być z tobą. - szepnęła dziewczyna, łkając.

      - Wiem. Wiem o tym. Będę tutaj z tobą cały czas, nawet wtedy, kiedy będziesz uważała, że jest inaczej. Pamiętaj jednak, nigdy nie próbuj popełnić samobójstwa. Jestem z tobą cały czas.

Mężczyzna uśmiechnął się i spojrzał dziewczynie w oczy. Mimo, że jego ręka krwawiła, nie przejął się tym. Nie czuł tego bólu. Nie zranioną dłonią pogłaskał ją po policzku i pocałował w czoło, znikając w powietrzu.

     - Będziesz? Dobrze, zaufałam ci i wierzę w to co mówisz... - odrzekła dziewczyna, podkurczając swoje nogi.

Ta tęsknota zwiększała się z każdą chwilą. Żałowała, że nigdy wcześniej nie mogła poznać Michaela...

piątek, 1 maja 2015

"...When I say I LOVE YOU, baby you gotta know that's FOR ALL TIME..." part I

 Zgodnie z Waszymi prośbami, wrzucam to... to coś xDD 
Miłego czytania :)


       Moje życie od zawsze było zwariowane. Od dzieciństwa musiałem spędzać czas razem z braćmi w studiu pod okiem mojego taty i innych ludzi, którzy wierzyli, że kiedyś wydamy płytę i to nie jedną.
Doskonale pamiętam ten ból i cierpienie, kiedy wpatrując się w okno studia wychodzące na podwórko, widziałem dzieci w moim wieku... Bawiące się beztrosko.
W tamtej chwili to było moje marzenie - urwać się od tych ciężkich zajęć i robić to co one.

     Teraz, kiedy jestem już Królem Popu, jak to większość do mnie mówi, siedząc w domu, często zastanawiam się, co by było gdyby...
No właśnie. Co by było gdybym nie był taki sławny? Mimo, że minęło już przeszło 5 lat od wydania mojego, jak się okazało hitowego albumu Thriller, wciąż jestem na szczycie. Pytanie jak długo? Nie dawno co wydałem Bad, który i tak nie pobił poprzednika, lecz mimo to zyskałem jeszcze więcej fanów niż poprzednim razem.
Czy z następnymi płytami również będzie tak samo? 

      Niedzielny wieczór postanowiłem spędzić w parku, z dala od natłoku myśli i spraw związanych z męczącą, aczkolwiek dającą satysfakcję pracą.
Jestem samotnikiem, uwielbiający wpatrywać się w piękno natury, którą tak hojnie obdarzyła nasza planeta. Moim marzeniem jest zmienienie ją na lepszą. Irytujące jest to, kiedy się słyszy o kolejnych katastrofach, czy małych wojnach wstrzętych przez człowieka. Ponoć gatunek ten jest najmądrzejszy ze wszystkich gatunków na tym świecie.
Może i tak, chociaż w niektórych przypadkach to i nawet dzikie zwierzęta są od nas mądrzejsze.

      Chodząc między ludźmi i zastanawiając się nad wieloma problemami, mój wzrok przykuły  garstka dzieci, które bawiąc się na placu zabaw, sprawiały wrażenie niewinnych istot, które nie zdawały sobie żadnej sprawy z tego, co dzieję się wokół świata.
Przystanąłem chwilę i obserwowałem, kiedy to trójka małych dzieci bawiła się w piaskownicy, robiąc tzw. zamki z piasku. Mimo, że miałem już prawie trzydzieści lat i nadal nie posiadałem tej jedynej, to moim marzeniem było również stworzenie wspaniałej rodziny. Pragnąłem mieć gromadę dzieci, najlepiej z każdego zakątka świata.
Pokochałem ich niewinność, że są tak bezbronne...

     Zapewne większość ludzi uznało by to za chore, aby trzydziestoletni mężczyzna wolał towarzystwo dzieci, niż chodzić do jakiś klubów i wyrywać laski, by się  nimi zabawić na jedną noc.
Mam po tym duży uraz, gdyż w wieku 6 lat, występując z braćmi w zespole w klubach striptizerskich widziałem jak kobiety rozbierały się i rzucały swoją bieliznę do mężczyzn. Nie rozumiałem czemu to robią, jaki jest tego cel...

Z myśli wyrwał mnie płacz małej dziewczynki, do której zaraz przybiegła prawdopodobnie mama.

     - Cii, Julio, już dobrze. Nie płacz. - mówiła młoda kobieta, tuląc dziewczynkę do siebie.

Natychmiast rozczulił mnie widok, kiedy mała Julia po kilku minutach przestała płakać i spoglądając na kobietę, uśmiechnęła się i wtuliła się w nią bardzo mocno.
Po jakimś czasie znów wyruszyłem, by idąc cały czas prosto obserwować całe otoczenie.

      Niebo, które jeszcze kilka godzin temu było zasłonięte deszczowymi chmurami, było bezchmurne, pozwalając słońcu świecić, abyśmy nie byli tacy smutni.
Żałowałem jednej rzeczy. Jakiej? To, że będąc sławny, nie posiadałem wielu prawdziwych, godnych zaufania przyjaciół. Jednym chodziło tylko o przyjaźń dla pieniędzy, drugim dla szpanu, z myślą że staną się sławniejsi mówiąc: A wiesz, przyjaźnię się z Michaelem Jacksonem...

     To boli, wiedząc że w każdej chwili ktoś zacznie być przeciw tobie. To tak, jakby poczuć wbijający się nóż w plecy z napisem: Znudziłeś mi się, Michaelu. Mam innego "przyjaciela".

        Idąc dróżką i przysłuchując się śpiewom ptaków, po jakimś czasie usłyszałem rozpaczliwe krzyknięcie: UWAGA!
Nim się odwróciłem, poczułem jak zostaję uderzony przez osobę z taką siłą, że wylądowałem na chodniku.
Czując ból pleców, otworzyłem oczy przyglądając się osobie, która mnie stratowała.
Brązowowłosa dziewczyna, która również otworzyła niepewnie oczy, spojrzała na mnie speszona, po czym natychmiast wstała i wyciągnęła w moją stronę rękę, by pomóc mi wstać.

       - Najmocniej pana przepraszam. Jeździłam na rolkach, kiedy to jakiś kamień zablokował mi jedno kółko i nie potrafiłam wyhamować. Nic panu nie jest?

Wstając, strzepnąłem swój płaszcz i zdejmując swoje czarne okulary, spojrzałem na dziewczynę, która była bardziej zszokowana niż ja.

         - Wszystko dobrze. Nic mi nie jest. - uśmiechnąłem się, uspokajając swoją rozmówczynię.

         - Na prawdę mi przykro. Taka ze mnie niezdara. - szepnęła dziewczyna, wyciągając z plecaka swoje trampki.

W ekspresowym tempie ujrzałem, jak zmienia swoje obuwie, by po chwili stanąć z powrotem na "równe nogi".

          - Musi pani uważać. Zresztą, czasem dobrze jest komuś przypomnieć by nie trzymał głowy w obłokach.

Wkrótce po tym, kiedy to powiedziałem, moja rozmówczyni zaśmiała się cicho i poprawiając swoje długie włosy, spojrzała na mnie już radosnym spojrzeniem.
Jej twarz pokryła się delikatnym rumieńcem, który zresztą dodawał jej większego uroku.
W pewnym momencie usłyszałem w swojej głowie głosik, który często był wręcz dla mnie irytujący.

"No zagadaj debilu. Tak marudzisz na brak przyjaciół. Zaryzykuj, chociaż raz."

      - Czy nie miała by pani nic przeciwko, gdybym zaprosił panią na kawę? To tak w ramach... pokuty za wpadkę. - zapytałem niepewnie, zerkając nadal na towarzyszkę.

    Dziewczyna splotła swoje palce i spuściła głowę, zastanawiając się nad moją propozycją.
Dopiero w tym momencie do mnie dotarło, co też powiedziałem.

       - W sumie, czemu by nie. Więc odpowiem, że nie miałabym nic przeciwko. - odpowiedziała dziewczyna.

Na mojej twarzy natychmiast pojawił się szeroki uśmiech. Nawet nie wiecie, jak w tamtej chwili się cieszyłem.
Czułem się jak szczęściarz, jak ktoś kto wygrał milion dolarów w totka.

       - Może przejdziemy  tak na ty? Jestem Michael. - wyciągnąłem swoją dłoń, wpatrując się w piwne oczy towarzyszki.

       - Jessica. Miło mi Cię poznać Michaelu, chociaż żałuję, że  w takich nie przyjemnych okolicznościach.

        - Och, nie przejmuj się tym. Lepiej chodźmy, bo za niedługo chyba się znów rozpada. - odrzekłem, spoglądając w górę i widząc jak ciemne chmury zasłaniają skrawki nieba.

      Dziewczyna przytaknęła i idąc razem ze mną, co jakiś czas uśmiechała się w moim kierunku.
Najbardziej cieszyłem się z tego, że nie krzyknęła: O matko! To Michael Jackson!
Przez resztę drogi zastała między nami niezręczna cisza. Jessica wydawała się być nieśmiałą dziewczyną i pewnie bała się, że ją skarcę za wpadkę. To przecież nie jej wina, że pomiędzy jej koła wpadł mały kamyczek, który narobił tyle zamieszania. Z drugiej strony to też moja wina, że myślałem o niebieskich migdałach.
Wchodząc do kawiarni, przepuściłem najpierw moją towarzyszkę, chcąc zachować się kulturalnie.

     Ku mojemu zaskoczeniu, w pomieszczeniu było mało ludzi, dzięki czemu nie musiałem obawiać się, że zacznie się histeria moich fanów. Do dzisiaj mam "pamiątki" na skórze, kiedy to grupa fanek zaczęła mnie gonić.
To boli, kiedy dziewczyny wbijają swoje długie paznokcie w skórę, czy wyrywają włosy.
To tak jak napad lwic na bezbronną antylopę.
Siadając przy stoliku znajdującym się bardziej w kącie, zerknąłem na Jessicę, która starała się unikać kontaktu wzrokowego. Nie rozumiałem dlaczego tak robi.

        - Coś się stało? - zapytałem z troską, widząc na jej twarzy smutek.

         - Dopiero teraz do mnie dotarło, kim ty jesteś. - odpowiedziała bez emocji.

Chrząknąłem cicho i kładąc swoje dłonie na stoliku, łącząc przy tym palce, spojrzałem w oddali zastanawiając się co powiedzieć.

         - Więc co zamierzasz zrobić z tym faktem? - zapytałem, zerkając teraz w jej oczy.

Brązowowłosa wzruszyła ramionami, po czym zwilżając swoje usta, odrzekła.

         - Nic. Trochę dziwnie jest siedzieć przy kimś sławnym. Wiem, wiem...
Masz już dosyć tego wszystkiego i chcesz być taki jak my, żyć jak normalny człowiek.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech i dotykając lekko jej dłoni, w duchu dziękowałem, że nie zamierzała zrobić czegoś głupiego.

        - Twoje podejście spodobało mi się. Po prostu zapomnij o tym, kim jestem.
Wyobraź sobie, że pracuję zwyczajnie w biurze i zajmuję się sprawą papierkową. Wieczorem biegam z psem na spacerze, a w weekendy oglądam z kumplami wszelakie mecze.

Jessica zaśmiała się i przytakując, posłała mi uśmiech.

       - No dobrze. To poznałam twoje zainteresowania. Czym się zajmujesz w biurze?
Bo sprawy papierkowe to określenie potoczne.

Natychmiast czułem jak robi mi się gorąco. Nie sądziłem, że również zacznie ze mną grać.

       - Dobra, poddaję się. Nie bierz mnie za słowa. - odrzekłem po chwili zastanowienia.

      - Och, a szkoda. Ciekawa byłaby zabawa. No wiesz, Michael Jackson pracujący w biurze...
Do tego widok oglądającego mecze z kumplami.

       - Jessi, nie zaczynaj. - odrzekłem, przygryzając nieco wargę. Ta dziewczyna miała coś w sobie...

       Resztę czasu spędzałem z nią w doskonałym humorze. Była taka chłopięca... Zdradziła mi swoje zainteresowania, które były nieco podobne do moich. Ku mojemu zaskoczeniu powiedziała, że kocha spać na świeżym powietrzu, chodzić po drzewach i wyrwać się od miasta by móc spędzić czas na łonie natury.
Z całą pewnością mogę stwierdzić, że zacząłem ją coraz bardziej lubić, gdyż wiedziałem, że z taką osobą mam wiele do przegadania.
 Widząc jak za oknami kawiarenki zaczyna padać, moja towarzyszka wcale się tym nie przejęła.

      - Wiesz, cudowne uczucie jest wtedy, kiedy jeżdżąc na rolkach czujesz jak krople deszczu spływają po twoim ciele. - stwierdziła, również zerkając w stronę okien.

       - Nigdy nie miałem takiej możliwości, ale wierzę w to co mówisz - odpowiedziałem.

Po godzinie przestało padać, a nasza rozmowa powoli dobiegała końca.
 Kiedy płaciłem za naszą dwójkę, widziałem na twarzy Jessici mały smutek.

       - Przecież mogłam sama za siebie zapłacić. Nie musiałeś. - odrzekła.

        - Ale chciałem. No nie smuć się, chcę być kulturalny.

Jessica uśmiechnęła się i delikatnie pocałowała mnie w policzek, co bardzo mnie zaskoczyło.

      - Jesteś bardzo kulturalny. Na mnie już pora. Do następnego.

Pożegnałem się z nią i widząc, jak idzie w swoim kierunku, poczułem radość w sercu.
Nie sądziłem nigdy, że kiedyś poznam dziewczynę, która była wręcz wspaniała...
To sen? 
Nie, to jeden z najlepszych dni w moim życiu.

                                           ~~~
So... Jak notka?
Wiem, nie potrafię pisać narracji pierwszoosobowej. 
Jeszcze do tego z perspektywy Michaela.
Także pod tą notką można hejtować xDD
Nie obrażę się :) xDDD
Życzę wszystkim udanej majówki!
Do zobaczenia w sobotę!
Autorka.

Apel! Apel! Apel!

Ostatnio szukając w komputerze jakiegoś pliku, natknęłam się na pewny rozdział jakiegoś zaczętego opowiadania pt:
"... When I say I LOVE YOU, baby you gotta know that's FOR ALL TIME...".
Nawet nie pamiętam, kiedy je pisałam. 
A więc, mam takie pytanie.
Czy chcielibyście je przeczytać? Być może się Wam nie spodoba, gdyż pisałam je w narracji pierwszoosobowej, która mi kompletnie nie wychodzi.
Wybór należy do Was.
Pozdrawiam,
Susie.