Translate/Tłumacz

sobota, 30 maja 2015

"...When I say I LOVE YOU, baby you gotta know THAT'S FOR ALL TIME..." Part IV

      Następnego ranka, szykując się do podróży zastanawiałem się cały czas, czy wszystko jest dobrze, czy czegoś nie zapomniałem.
Czy wspominałem już, że jestem perfekcjonistą? Każda, nawet najdrobniejsza rzecz musi być "zapięta na ostatni guzik". Wśród swoich tancerzy, którzy i tak byli doskonali, byłem nieco bardziej dla nich wymagający niż dotychczas. Nie chciałem, aby coś uległo zmianie bez mojej wiedzy.

      Stojąc przy lustrze i poprawiając swoje włosy, usłyszałem ciche pukanie, a zaraz potem otwieranie się drzwi. Widziałem odbijającą  się w lustrze Karen, która uśmiechając się promiennie zajrzała do mojego pokoju.

     - Idziesz już? Na lotnisku podobno ma czekać ta cała Jessica i raczej wypadałoby być na czasie. - odparła, stając na środku pokoju.

Z cichym westchnieniem odwróciłem się i wziąłem w ręce swoją kurtkę.

    - Tak, masz rację. Mam nadzieję, że Oscar wziął już moje walizki...

    - Tak, wziął. Widziałam, jak je nosił. Był zdziwiony, bo sądził, że weźmiesz  z sześć walizek, a wziąłeś tylko dwie.

    - W czasie podróży pewnie będę dużo kupował, więc wiesz. Dobrze, idźmy już, bo chłopacy będą się niepokoić.

    Wychodząc z domu nie mogłem zapomnieć o moim małym, ukochanym towarzyszu, Bubbelsie. Szympans już czekając na mnie na holu, chwycił mnie za dłoń i szybkim kroczkiem nadążał za mną.
Wsiadając do auta, odwróciłem się by, po raz ostatni móc zobaczyć swój dom, swoje miejsce...

    Kilka godzin później, zbliżając się do lotniska gdzie czekał już mój prywatny odrzutowiec, widziałem tłum fanów, którzy również chcieli się ze mną pożegnać.
I tak nie mieli powodów do smutku, gdyż za kilka miesięcy i tak miałbym dla nich tutaj wystąpić.
Trudności z dojazdem nasilały się, ponieważ z każdą chwilą obecność moich wielbicieli powiększała się.


   Kiedy wreszcie się udało , wysiadłem z pojazdu i pomachałem swoim fanom,
zauważając po jakimś czasie Jessicę, która stanęła już w bezpiecznej "strefie".
Sądząc po jej minie, była nieco radosna, niż dzień wcześniej, a kiedy mnie również zauważyła, uśmiechnęła się szeroko.
Po krótkiej chwili zjawiłem się przy niej i zerkając na nią, również się uśmiechnąłem.


    - Witaj Jessi, mam nadzieję, że wszystko u ciebie dobrze. - odparłem, nie zwracając uwagi  na podbiegającego do nas jej menedżera.

    - Tak, ja... - przerwała, widząc jak Lucas staje obok nas i uśmiecha się sztucznie.

    - Witam panie Jackson. Wspaniały dzień na lot, prawda? - odrzekł, zerkając w niebo.

    - Tak, jest świetny. A pan... że się tak wyrażę, leci z Jessicą?

Lucas zerknął na dziewczynę i chcąc chyba być niezauważalny, co mu się kompletnie nie udało, przysunął się bliżej do niej i objął delikatnie w talii .

    - Niestety nie. Ale proszę się nie martwić. Co jakiś czas będzie przyjeżdżał do Jessici pewien mężczyzna, który zadba o jej wszelkie prośby. To taka moja 'prawa ręka'.

Pokiwałem głową i udając, że to co przed chwilą zrobił, nie zdziwiło mnie ani trochę, zerknąłem na Jessicę, która znów posmutniała.
Słysząc nawoływania Franka DiLeo wszedłem na pokład samolotu, zerkając po czasie na swoją tłumaczkę.

Wtem zauważyłem jak Lucas nachyla się i całuje Jessicę w policzek, gdyż dziewczyna nie dała mu się pocałować w usta. Po chwili puścił ją, a ta szybkim krokiem weszła na pokład, by po chwili móc usiąść w wolnym miejscu.

Usiadła w rzędzie, który był naprzeciw mnie, lecz po jakimś czasie sam ujrzałem, jak kilka łez spływa jej po policzku.

Natychmiast chciałem ją jakoś pocieszyć i rozglądając się, czy nie ma gdzieś w pobliżu Bubbelsa, który później okazywał by mi lekkie sceny zazdrości (tak, on nie lubił, kiedy nie chciałem go przytulać), wstałem i udałem się w stronę, gdzie siedziała moja tłumaczka.

     - Mogę się dosiąść? - zapytałem niepewnie, widząc jak dziewczyna szybko ociera łzy.
 
     - Tak, jasne. Siadaj. Myślałam, że wolisz siedzieć gdzieś indziej. Z dala od ludzi. - powiedziała to z nutką żartu.

Zaśmiałem się cicho, lecz widząc jak próbuje powstrzymać się od płaczu, wyciągnąłem paczkę chusteczek i jej podałem.

     - Proszę, weź. Nie płacz, bo nie masz o co. - powiedziałem, poprawiając jej włosy.

Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechając się, wzięła jedną i przetarła ostrożnie oczy.

Usiadłem obok niej i wpatrując się w jej lekko bladą twarz, zapytałem.

     - Dlaczego jesteś taka smutna? Coś się stało?

     - Jest wszystko dobrze. Nie przejmuj się mną. - odparła po chwili.

     - Ale nie pokoi mnie to, że jesteś taka smutna. Wiesz, jak widzę kogoś smutnego, to mam ochotę zrobić jedną rzecz.

Brązowowłosa zamilczała. Spojrzała na mnie, chcąc chyba wyczytać z moich oczu jaki mam zamiar.

     - Co takiego? - zapytała, przez co mogłem wyczuć jej mały strach.

Bez słowa uśmiechnąłem się chyrze i zacząłem ją łaskotać, tak aby przestała się smucić.

     - Michael, nie... Proszę, przestań. Błagam! - krzyczała, starając się jakoś obronić.

Cóż, sama chciała. Na słowo "przestań" zawsze robię na odwrót. Zwiększam swój zamiar, tak aby moja ofiara (matko, jak to brzmi) krzyczała w wniebogłosy ratunku.

      - Nici z tego, moja panienko. Muszę zobaczyć na twojej twarzy uśmiech.

Dziewczyna śmiała się i widząc w oddali mojego menadżera, który w tej chwili pewnie myślał  "Co ten palant jej robi?!" krzyknęła : Panie Frank, niech pan go weźmie, bo mnie zabije.

     - I to z powodu łaskotek. Jestem łaskotkowym mordercą. - dodałem, przerywając swoje tortury.

Dziewczyna przysunęła się bliżej okna i położyła między nami swój mały plecak.

      - Czemu ja jestem tłumaczką? Czemu lecę z tym palantem? Boże, widzisz i nie grzmisz. - jęknęła rozpaczliwie, zerkając na mnie.

       - No, niech lepiej Pan Bóg nie grzmi. Ja mam dobre zamiary. Przynajmniej widzę na twojej twarzy śliczny uśmiech.

Kiedy chciałem poprawić jej kosmyk włosów, dziewczyna zasłoniła się plecakiem.

       - Nie łaskocz, błagam. Ja nie chcę umierać.

Zaśmiałem się, a kiedy odsłoniła swoją twarz, delikatnie pocałowałem ją w policzek i poprawiłem się, słysząc głos z głośników informujący nas, że już zaczynamy ruszać.

       - Wiesz, trochę się wczoraj zmartwiłem, widząc cię tak smutną. Co się stało? - zapytałem ją, odwracając się w jej stronę.

Jessica westchnęła cicho i złączyła swoje palce, przymknęła nieco oczy i powiedziała.

        - Mój tata jest winny kilka milionów dolarów swojemu kumplowi, który pomógł mu w rozkręceniu interesu w firmie. W ostatnich czasach dopadł go kryzys i nie wie, jak ma spłacić dług swojemu kumplowi, który nie jest byle kim. Jest nim Carol Clare, ojciec Lucasa.
Oboje ustalili, że Lucas będzie moim menedżerem, a wczoraj się dowiedziałam, że i mężem.
W ten sposób mój ojciec spłaci dług, a jego firma zyska klientów i nie upadnie.

Słuchając jej historii, nieco się zasmuciłem. Widziałem, że nie jest szczęśliwa, więc delikatnie położyłem swoją dłoń na jej i rzekłem.

      - Nie powinnaś się smucić. Może Lucas nie jest taki zły.

      - Ten facet większość czasu spędza w klubach nocnych. Jego faceci, którzy dla niego pracują i mają mnie niby odwiedzać też nie są lepsi! I ty jeszcze mówisz, że on nie jest taki zły?! - krzyknęła, wybuchając płaczem.

Ze smutkiem objąłem ją i zastanawiając się nad innym rozwiązaniem, widziałem jak Frank patrzy na nas.

     - Wiesz, pomogę twojemu ojcu. Spłaci cały swój dług, ale musisz mi coś obiecać. - rzekłem, podnosząc głowę i przecierając łzy swojej tłumaczce.

      - Co takiego?

      - Już nie będziesz się tym zamartwiać. Nie wyjdziesz za tego całego Lucasa. Masz moje słowo. - uśmiechnąłem się, widząc jak w jej oczach rodzą się iskierki nadziei.

      - Na prawdę? Ale Mike... Ja...

      - Nie ma odmawiania. Jedynie czego chcę, to tego, abyś się uśmiechała i... nauczyła mnie jakiś fajnych słówek w innych językach. O! Mogą być powitania.

Dziewczyna zaśmiała się i przytuliła mnie. Po chwili uspokoiła się i wyciągnęła drobny zeszyt oraz długopis.

     - Napiszę ci jak brzmią powitania w języku chińskim, włoskim, niemieckim, norweskim, polskim, rosyjskim oraz tureckim. Wypowiem je, a ty spróbujesz je powtórzyć.
Widziałem, jak kreśliła różne słowa ( w chińskim widziałem tylko jakieś znaczki), aż później je wypowiedziała.

    - Ní Hào <倪浩>, Buongiorno, Guten Morgen, God Morgen, Dzień Dobry, Dobroye Utro <доброе утро>, Günaydın. - wypowiedziała je powoli, chcąc abym zrozumiał je w miarę dobrze.

Po krótkiej chwili nie wiedziałem co mam powiedzieć, więc zamilkłem. Jessica zaczęła od początku.

Wiele słów wypowiedziałem dobrze, ale trudności miałem z polskim oraz tureckim.

   - Dzin Dobra. - rzekłem, robiąc przy tym chyba niezłe miny.

    - W miarę. Wypowiada się Dzień Dobry. - poprawiła mnie, tłumiąc w sobie śmiech.

     - To trudny język. A powiedz mi coś więcej w ich języku.

Jessica rzekła kilka słów, których ani trochę nie zrozumiałem. Nakreśliła je na kartce, a potem je przetłumaczyła po naszemu.

" Dzień Dobry Michale. Jak się masz?" - tak brzmiało po polsku, lecz gdy Jessica przetłumaczyła, zapamiętałem, że moje brzmi w ich języku brzmi Michał.

      - Rany, ty chyba uczyłaś się polskiego kilkadziesiąt lat.

Moja tłumaczka zaśmiała się i pokiwała przecząco głową.

      - Owszem, jest trudny, ale bardzo ciekawy. Zresztą Polska jest również ciekawym krajem. Ma smutną historię, ale wartą poznania. Przeczytaj sobie kiedyś i jeśli jesteś wrażliwy, to przyszykuj sobie chusteczki. A tak serio to uczyłam się z 9 lat. Mama mojej koleżanki jest Polką, więc miałam tak jakby nauczyciela.- mruknęła, uśmiechając się.

Spojrzałem w okno i widząc piękny widok, szturchnąłem nieco Jessicę i wskazałem jej, aby również spojrzała. Nasz odrzutowiec unosił się ponad obłokami chmur, które przypominały mi morze z waty cukrowej. I to takiej ogromnej!

     Lot trwał niecałe cztery godziny, a kiedy dolecieliśmy do Londynu, była tam godzina 14:35, ponieważ jest tu inna strefa czasowa. Ach, człowiek aż się dziwnie czuje, bo wyleciał o siódmej rano z minutami, lot trwał cztery godziny, a przyleciał na miejsce prawie o 15:00.
Potem jak zwykle cudowne powitanie przez fanów i jazda do hotelu. Sprawy związane z odwiedzinami sierocińców, czy nawet spotkanie się z księżną Dianą i księciem Karolem miałem mieć następnego dnia.


Będąc już w hotelu i wychodząc z windy, która zawiozła nas na najwyższe piętro, włączyłem sobie kamerę i chcąc zrobić niespodziankę Jessice, nagrywałem ją. Dziewczyna po jakimś czasie odwróciła się i zrobiła zszokowaną minę.

       - Aaa, Michael Jackson mnie nagrywa! Może będę w jakimś teledysku? - powiedziała teatralnie i udawała, że mdleje.

Śmiejąc się objąłem ją jedną ręką i ciesząc się w duchu, że nikt tego nie widzi (oprócz Franka), zacząłem mówić do kamery.

       - I że też ja muszę robić za ratownika. Normalnie zmienię chyba robotę.

Jessica ocknęła się i machając do kamery delikatnie pocałowała mnie w policzek.

       - Łapy miej przy sobie. - szepnęła cicho, śmiejąc się.

       - Chyba nie chcesz, abym cię puścił, co? - zwróciłem się do niej.
Dziewczyna wstała i zabrała mi kamerę.

      - A teraz to ja będę kręciła Michaela Jacksona w akcji...

Już chciałem coś zatańczyć, a raczej sparodiować, gdy podszedł do nas Frank i zaczął coś mówić.

      - Ej, a może by tak się rozpakować w swoich pokojach? To wy sobie żarty stroicie.

W chwili, kiedy Frank mówił co powinniśmy zrobić, kiwałem głową i pokazywałem na niego.

W którymś momencie się skapnął i spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem.

- No okey, okey. Już idziemy. Nie złość się. - zaśmiałem się i biorąc po kryjomu kamerę, która to wszystko uchwyciła, wziąłem swoje walizki i poszedłem do pokoju.

      Chwilę potem Jessica przyniosła mojego towarzysza, który jak zwykle w holu zainteresował się ogromnymi roślinami.

Resztę dnia spędziłem ze swoją tłumaczką dość radośnie. Jak to zwykle bywa, musiałem wyjść na balkon i pokazać się swoim fanom, których bardzo mocno kocham. Są moją drugą rodziną...



Witajcie!
Przepraszam, że nic nie wrzucałam, ale jakoś... Nie wiedziałam jak mam zacząć notkę xD.
Co do You & Me i Dziewczyna, która poznała Anioła, to powinny pojawić się wkrótce tyle, że problem tkwi w tym iż nie wiem jak zacząć xDD
Dziękuję Wam za 5K wyświetleń! :)
Jak zwykle przepraszam za błędy, bo pewnie jakieś tam są.
Życzę Wszystkim miłego wieczoru!


3 komentarze:

  1. Hejka :3 Dotarłam.. Wiesz te początki rozdziału są najtrudniejsze potem to sie pisze lekko.. Ja zawsze pisze moje reflekse i taki jakby wstęp. Dobra mniejsza wracamy do notki, która jest cudna, świetnie napisana.. Brakowało mi twojej twórczości.. Od rana chodze przybita i ryczeć mi sie chce, a tu taka miła niespodzianka :) Wracając do notki #2 (xD) Ja przeczuwałam, że ten Lucas to jakiś podejrzany typ, który urwał się z choinki, ale Mikuś zawsze pomoże. Piotruś nasz * Dzin Dobra * jejej <3 Ale tak szczerze powiedziawszy Michael w swoich piosenkach śpiewał po Polsku nawet nie zdając sobie z tego sprawy np. In the Closet - 'Bigos', lub Beat it - 'Bidet' xD i takie inne xd hehe :) Czekać tylko na iskierki w serduchach Jass i Mike i mogą 'płonąć' w swej miłości :) Czekam na kolejne rozdziały twoich opowiadań. Życzę dużo weny. Ps; Przepraszam za błędy ale pisze z telefonu..
    Pozdrawiam
    ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, witam panią Susie :3
    To po kolei :
    Nie lubię Lukasa i moja opinia się raczej o nim nie zmieni. Chyba, że uratuje świat spod panowania zombie...wtedy pomyślę :3
    Jak jej ojciec może mówić jej za kogo ma wyjść za mąż?? To jest jej decyzja, niech znajdzie inne wyjście na spłacenie długo .-.
    Michael Jackson - Król popu...i łaskotek :3
    Czwarte zdjęcie jest zaje*biste XDD Bardzo ciekawy rozdział i czekam na kolejny :)
    Życzę masy weny i miłego dnia :)
    Pozdrawiam.
    The Smille

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. :) notka cudna. Ten Lucas -.- Jak ojciec Jess może wydać ją za mąż? -.- I to za kogo? -,- Za człowieka, którego Jess nie kocha! Interesy, interesy -.- za wyjście z długu oddaje własną córkę -.-
    Co do Lucasa- nienawidzę go i będę nienawidzić.
    Mike i łaskotki :D chciałabym widzieć, jak łaskocze. :D
    czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń